Rozmyślam, o co chciałbym zapytać Magdalenę Środę (choć nadal nie wiem, czy zgodzi się na obiecywany przeze mnie wywiad, na razie nie sprawdzałem), wędruję po serwisach poświęconych futbolowi dziewcząt i rzuca mi się w oczy, jak niewiele tam trenerek.
Z 32 drużyn tegorocznej Ligi Mistrzów tylko cztery prowadzą kobiety (w dodatku prędko poodpadały z rozgrywek) – w pozostałych rządzą faceci. Z 16 reprezentacji uczestniczących w ostatnim mundialu tylko pięć prowadziły kobiety – w pozostałych rządzili faceci. Liga polska? Też haniebnie mało szefowych, zaledwie jedna – i nie wiadomo, czy się ostanie, bo jej TS Mitech Żywiec wystaje ledwie punkt ponad strefę spadkową. Nasza reprezentacja kraju? Selekcjonerki nie miała nigdy, zawsze kierował nią samiec.
O siatkówce to już w ogóle szkoda gadać. Ani jednej szefowej nie było na wrześniowych mistrzostwach Europy, ani jednej nie ma w naszej lidze (choć Małgorzata Niemczyk próbowała), zresztą w całym tym środowisku Serbka Swietłana Ilic, Chinka Lang Ping czy Austriaczka Therese Achammer stanowią wyjątki absolutnie unikalne. Babom rozkazują chłopy.
Jaki parlament, jakie zarządy firm – horrendalna płciowa nierównowaga to panuje dopiero na kierowniczych stanowiskach w sporcie. Aż dziwne, że feministki oraz walczące o prawa kobiet niefeministki jeszcze nie zajęły się tak jawnym przejawem masowej dyskryminacji. Gdyby się zajęły, to nie musiałbym dziś samemu łazić po labiryntach internetu, żeby dowiedzieć się, czy w jakimkolwiek zawodowym sporcie istnieje drużyna mężczyzn, którą rządzi kobieta.
A może wy wiecie, czy istnieje?
*Gdyby ktoś nie kojarzył, skąd pożyczyłem tytuł, niech kliknie tutaj.