Barcelona minus Messi = ?

Chelsea - Barcelona Leo Messi John Terry. Fot. AP

A ja sądziłem, że liga hiszpańska wyprzedzi jutro – już po korzystnych wynikach Barcelony i Realu Madryt – angielską w rankingu UEFA.

Myliłem się, my – entuzjaści futbolu – notorycznie się mylimy, lubimy się mylić, właśnie za to uwielbiamy Ligę Mistrzów, że się mylimy, fabuła pt. „Zemsta Drogby” porywa nas i trzyma przy życiu pod wysokim napięciem. Didier głównie leżał, ale strzelił; Chelsea przepchnęła Barcelonę; wypaleni starcy dali po nosie odlotowej drużynie wszech czasów. I to jest dobre, zachęcające, inspirujące.

Ja oczywiście nie będę blogowo znęcał się nad tym, co wszyscy widzieli, jak zwykle wolę wpis nieoczywisty, wolę zapytać was – specjalnie ciekawe pytanie po tym wieczorze – czy zdawaliście sobie sprawę, że Leo Messi nie tylko bije rekordy strzeleckie, nie tylko zachwyca zdolnością do rozstrzygania meczów w pojedynkę, ale jeszcze stał się niezniszczalny.

To może związana z nim opowieść najbardziej zdumiewająca. Jako dziecko był schorowanym prawie kaleką; jako młodzieniec był chłopięciem cudownie uzdrowionym, lecz kruchym; ostatnio stał się atletą niezniszczalnym. Wszyscy wyliczają mu gole i asysty, wyliczają ją je z ze zrozumiałym zachwytem, tymczasem wypadałoby zwrócić uwagę, że przede wszystkim gra Argentyńczyk częściej niż ktokolwiek inny. Stachanowiec.

Przejrzałem nasz kontynent i znalazłem jednego piłkarza, który w tym sezonie rozegrał więcej meczów w swoim klubie. To Markel Susaeta. On ma w nogach już 54 mecze dla Athletic Bilbao, tuż za nim są właśnie Messi oraz bramkarz baskijskiego klubu, obaj z 53 meczami. Jeszcze niżej: Iker Muniain (52), Petr Cech (50), Cristiano Ronaldo (49).

Bohaterowie z Bilbao nie udzielają się jednak w futbolu reprezentacyjnym. A jeśli wziąć pod uwagę rywalizację drużyn narodowych, to Messi wytrzymał już 57 meczów (ignorując lipcowe Copa America, być może przynależy do minionego sezonu) albo 61 meczów (wliczając Copa America). Znacznie więcej niż ścigający go Cech (54), Ronaldo (54), Iker Casillas (54).

Przywykliśmy już, że Messi, niegdyś stworzonko rozczulająco kruche, gra zawsze. Aż chwilami chciałoby się sprawdzić, jak wyglądałaby – na dłuższym dystansie – obecna Barcelona bez niego. Cholernie by się chciało. Czy jest arcydziełem pracy zbiorowej, czy jednak w sporej mierze zależy od genialnego solisty?

Dodaj komentarz