Wpadam tylko na momencik, bo mnie olśniło, że nadszedł dobry moment na podanie tutaj drobiażdżku historycznego, uświadamiającego młodszym kibicom, że jeśli Hiszpanie wprowadzą dwóch z trzech swoich półfinalistów do ostatecznego starcia w Lidze Europejskiej, to rekordu ani nie ustanowią, ani nie wyrównają. Tak jak rekordy nie padały w innych niedawnych sezonach zdominowanych przez jeden kraj – w sezonie 2010/2011 (portugalski finał LE, trzeci klub z Portugalii w półfinale), 2007/2008 (angielski finał LM, trzeci klub z Anglii w półfinale), 2002/2003 (włoski finał LM, trzeci klub z Włoch w półfinale), 2000/2001 (hiszpański finał LM, trzeci klub z Hiszpanii w półfinale).
Nie, wbrew przypuszczeniom wielu fanów hegemonii pojedynczej ligi nie wynaleźliśmy współcześnie, a rekord nie do pobicia – można go co najwyżej wyrównać – padł na długo przed wymuszonymi komercjalizacją reformami.
Wiosną 1980 roku Puchar UEFA zdobył Eintracht Frankfurt, a w półfinale znalazł się wraz z Borussią Moenchengladbach, Bayernem Monachium oraz VfB Stuttgart. Co więcej, piąty przedstawiciel Bundesligi (Kaiserslautern) odpadł dopiero w ćwierćfinale! To był popis zachodnich Niemców idealny, wycisnęli z imprezy absolutne maksimum. A trzeba dodać, że nikt wówczas tymi rozgrywkami nie gardził, przeciwnie, chętnie podkreślano, że przedzierać się przez nie niekiedy trudniej niż przez Puchar Europy – to one były bliższe dzisiejszej Champions League, bowiem zapraszały po kilka najsilniejszych, wyjąwszy mistrzów, drużyn z najsilniejszych futbolowo państw. No i obowiązywał system pucharowy. Okrutny, nie wybaczał żadnych wpadek. Zanim niemieckie kluby – swoje szatnie doprawiające zaledwie szczyptą zagranicznego talentu – zaczęły bić się między sobą, musiały stoczyć 18 zwycięskich dwumeczów.
To w ogóle były złote czasy Bundesligi. W finale Pucharu Europy Hamburger SV został zatrzymany dopiero przez Nottingham Forest. A sezon wcześniej zdobywcy Pucharu UEFA – Borussii Moenchegladbach – w czołowym kwartecie towarzyszyły MSV Duisburg oraz Hertha Berlin. Tak, to się raczej już nie zdarzy nigdy, ani w Lidze Mistrzów, ani w Lidze Europejskiej – na dystansie roku zagarnąć siedem z ośmiu miejsc w półfinałach…
Akurat teraz Liga Europy też już przestano pogardzać. Pewnie dlatego, że zwycięstwo gwarantuje start w lidze mistrzów. W przypadku Anglii dodatkowa motywacją to to, że do ligi mistrzów jest sześciu chętnych.
PolubieniePolubienie