„Wnikliwa selekcja pewnie by nie wystarczyła, żeby zdominować olimpijski sport niemal z dnia na dzień, gdyby nie okrutna bezwzględność, z jaką Chińczycy prą po sukces. Kiedy partia cię wybierze, nie ma litości. Rodzinom zabiera nawet czteroletnie dzieci, koszaruje je w permanentnych obozach przygotowawczych, hoduje tak intensywnie, że na szkołę lub hobby nie ma już czasu. Dziecięcy niewolnicy wyłącznie ćwiczą, jedzą i śpią, wyrastając na biomaszyny zaprogramowane do wykonywania konkretnych czynności składających się na uprawianą przez nich dyscyplinę. Kto uważnie ogląda igrzyska, dostrzeże, że często reagują na sukces osobliwie. Nie wpadają w ekstazę, lecz oddychają z ulgą. Jak żołnierz, który zakończył misję, przeżył wojnę, może wrócić do domu. Ewentualnie przyjmują triumf beznamiętnie – ot, poprawnie wykonali pracę.
(…) W demokratycznym świecie to od zawodnika zależy, ile poświęci dla sukcesu, tam życie osobiste i wolny wybór odbiera partia. Ona też wyznacza, kto ma uprawiać sport. Chiny mają w olimpijskiej rywalizacji tę samą przewagę, którą wykorzystują w napędzaniu własnej gospodarki i ekspansji międzynarodowej – bezgraniczną pogardę dla praw człowieka. Jak polityczni działacze bez skrupułów przystają na odbieranie godności robotnikom albo ubijają interesy z afrykańskimi zbrodniarzami, którzy gwałcą własnych obywateli, tak działacze sportowi niechętnie współpracują ze Światową Agencją Dopingową i nie ograniczają treningowych metod jakimikolwiek zasadami etycznymi. Gdy po fenomenalnych występach pływaczki Ye Shiwen – 16-latki o zaskakująco przeciętnych gabarytach, w kraju nazywanej „Małym Generałem” – świat zachodni otwarcie oskarżył ją o faszerowanie się zakazaną farmakologią, w zarzutach pobrzmiewał rasizm – ich powodem było właściwie tylko pochodzenie multimedalistki, tymczasem w ostatnich latach afery związane z niedozwolonym wspomaganiem wybuchały w USA i Hiszpanii.
Czy jednak podejrzeń nie uzasadnia świadomość metod stosowanych za wielkim murem? Czy nie oczywiste stają się skojarzenia z osławionym zwyrodniałym systemem enerdowskim, który dla spełnienia chorych ambicji komunistycznych bonzów przeprowadzał na sportowcach bestialskie eksperymenty medyczne? Chińskie pływanie już w latach 90. miało ponad 40 dopingowych wpadek…”
To fragment mojego artykułu, który możecie przeczytać albo w weekendowej „Gazecie”, albo tutaj, w elektronicznej wersji naszego magazynu. Tylko mi się nie awanturujcie, że ośmielamy się żądać opłat. Szanse, że w następnych latach pozostanę dziennikarzem, nikną z dnia na dzień, ale próbować trzeba.