Misja Bońka. Czego Zibi nie nauczy, Zbyś nie będzie umiał

PZPN, Zbigniew Boniek

Kiedy nasi wielcy piłkarze schodzą z boiska, karleją. Wyprzedają legendę za gruby szmal – jak kuriozalny eksprezes Lato, pajacują w mediach – jak Tomaszewski, nie dochrapują się znaczących funkcji – jak inni superbohaterowie medalowych mundiali, wyjąwszy Deynę, który zasłużyć się nie zdążył, bo młodo i na emigracji zginął w wypadku.

I Boniek po rzuceniu sportu zajmował się nade wszystko robieniem dobrego wrażenia. Teraz staje przed szansą, by zostać pierwszym polskim wybitnym piłkarzem, który przeobraził się w wybitnego działacza. Jego wyborczy triumf przyjęto ze zdumiewającym entuzjazmem, zwłaszcza ludzie oddaleni od futbolowej rzeczywistości żyją w przekonaniu, że będzie leczył samym dotykiem, choć choroby zdiagnozować w zasadzie nie umieją. Nie mówią, co właściwie sławny „Zibi” ma zrobić, słychać głównie zwyczajowe komunały o „kruszeniu betonu”.

Gdybym sam miał hierarchizować zadania prezesa, ich ogromną większość odsunąłbym jako drugorzędne.

Średnio mnie interesuje, gdzie działacze ulokują siedzibę, jaką pensję dla prezesa uchwalą, czy będą zmieniać wizerunek, gdzie zorganizują mecze reprezentacji, ile komu porozdają biletów, a ile zarobi na interesach z nimi handlująca prawami telewizyjnymi Sportfive. To sprawy ważne lub ważniejsze, ale znaczenie naprawdę doniosłe ma jedna – zbanalizowana deklamowanym przez lata komunałem o „szkoleniu młodzieży”.

Za powtarzanym bezrefleksyjnie sloganem kryje się precyzyjny cel wpływający na życie dziesiątek tysięcy ludzi, którzy podejmują decyzję, by poświęcić je wyczynowemu uprawianiu futbolu. Dziś mamy niemal pewność, że zostaną wyedukowani na graczy niezdolnych do konkurowania na międzynarodowym rynku pracy pod każdym względem – technicznym, taktycznym, fizycznym, mentalnym. Jutro musimy mieć niemal pewność, że talent nie zostanie zmarnowany, że nie zabijemy piłkarza w piłkarzu, jeszcze zanim wydorośleje.

Do osiągnięcia precyzyjnego celu prowadzi precyzyjnie wytyczona droga. Trzypasmowa. Jej budowa to najważniejsza misja nowego prezesa.

Po pierwsze, PZPN musi rygorystycznymi przepisami licencyjnymi skłonić kluby (nie tylko należące do tzw. ekstraklasy) do sumiennego prowadzenia rozbudowanych, obejmujących wszystkie kategorie wiekowe akademii dla młodzieży. Po drugie, musi wyselekcjonowanych młodych wciągnąć w tryby centralnego szkolenia – nieważne, czy splagiatuje pomysły hiszpańskie, niemieckie, holenderskie lub francuskie, czy pożyczy drobiazgi od wszystkich, byle powstał system spójny i efektywny. Po trzecie, PZPN musi zastąpić archaiczną, wyszydzaną przez absolwentów szkołę trenera przy AWF w nowoczesny uniwersytet, wypuszczający nauczycieli tak wykształconych, by ci od juniorów nie zabijali piłkarza w piłkarzu, a ci od seniorów wchłonęli wiedzę niezbędną do rywalizacji na poziomie międzynarodowym. (Może nawiązać współpracę z Coverciano, sławną włoską fabryką trenerów, oddaloną niespełna 300 km od rzymskiego domu Bońka?).

W nowym prezesie widziałbym wariację ministra edukacji, którego misja polega na dbaniu o poziom szkół zarówno państwowych, jak i prywatnych, by wychowywały absolwentów o kompetencjach adekwatnych do wymagań rynku pracy. To nie zadanie dla urzędnika, lecz niemal wizjonera, bowiem wymierne efekty przyjdą w następnym pokoleniu. Ale to również obowiązek przywódcy, który odniósł spektakularny wyborczy triumf, samodzielnie dobrał sobie przybocznych, cieszy się kolosalnym zaufaniem opinii publicznej.

Nowego szefa PZPN wciąż pamiętam jako sportowca imponującego ambicją, pasją i bezkompromisowością, dla którego zwycięstwo zdawało się kwestią honoru. Marzy mi się, by Boniek prezes potraktował nowe wyzwanie w stylu Bońka piłkarza – jak sprawę osobistą.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s