Stali czytelnicy mogą pamiętać, że niemożebnie wnerwia mnie wszechobecne u nas kolportowanie dawno już nieaktualnych stereotypów futbolowych (jak nieśmiertelne utożsamianie włoskiego stylu z ucieleśniającym defensywną monotonię catenaccio), a ja pamiętam, że czytelnicy lubią bezkresne polemiki o wyższości jednej zagranicznej ligi nad drugą, które nigdy do niczego nie prowadzą, ale im bardziej nie prowadzą, tym burzliwsze awantury wywołują. Dlatego pomyślałem sobie, że znalazłem pretekst do notki idealnie godzącej szajbę moją z waszą.
Nadrabiałem dziś zaległości prasowe z ubiegłego tygodnia i natknąłem się na przywołane przez „La Gazzettę dello Sport” statystyki firmy Opta – analizującej rywalizację w najważniejszych rozgrywkach – z których wynika, że w bieżącym sezonie najwięcej podań wykonują, uwaga, piłkarze angielskiej Premier League – średnio 857 na mecz. Fred Pentland (jeszcze zanim wyszliśmy z pieczar, nauczał tiki-taki na Półwyspie Iberyjskim;-)) byłby dumny.
Wiceliderami klasyfikacji są bohaterowie niemieckiej Bundesligi – średnio 840 podań mecz.
Dopiero trzecie miejsce zajmują ligowcy z hiszpańskiej Primera Division (819), których odruchowo i powszechnie kojarzy się właśnie z płynnymi akcjami utkanymi z wielu drobnych zagrań, czyli stylem uchodzącym za najładniejszy, czyli ponoć szczególnie atrakcyjnym dla kibica. Niżej plasują się Włosi z Serie A (815) oraz Francuzi z Ligue (790).
Jeszcze ciekawiej robi się, gdy zerkniemy do rankingu drużyn. W nim bezapelacyjnie panuje oczywiście Barcelona. By jednak znaleźć następnego przedstawiciela ligi hiszpańskiej, trzeba zsunąć wzrok aż na 20. pozycję – zajmujący ją Real Madryt wykonuje tyle podań, ile Fulham, ustępując (!) wszakże londyńczykom precyzją. Co więcej, wspomniani katalońscy liderzy mają tak ogromną przewagę nad resztą stawki, że gdyby potraktować ich zupełnie osobno i usunąć z obliczeń, to Hiszpanię wyprzedzałyby nie tylko Anglia oraz Niemcy, ale również Włochy oraz Francja.
Wyspiarze już dawno temu porzucili osławiony „kick and rush” i niewykluczone, że obecny trend w futbolu rozgrywanym na ich murawach będzie się nasilał. Przybywa tam graczy prowieniencji latynoskiej, przybywa trenerskich zwolenników przesuwania piłki po ziemi wedle wymyślnych geometrii (Francuz Arsene Wenger, północny Irlandczyk Brendan Rodgers, Duńczyk Michael Laudrup, Portugalczyk Andre Villas-Boas etc), od lat kosmopolityzują się tamte okolice szybciej niż jakakolwiek liga w świecie. „Kopnij i biegnij” nie wróci. Ani w Anglii, ani chyba nigdzie indziej.