Lewandowski oblega

Zirytowałem dziś trenera Jürgena Kloppa pytaniem, czy w końcówce sezonu Bundesligi celem Borussii nie mogłoby się stać pomaganie Robertowi Lewandowskiemu w konkursie na króla strzelców. Żachnął się, orędownikowi futbolu rozumianego jako zsynchronizowane ruchy jednego, wielonogiego organizmu nawet przez głowę nie przemknie, by podporządkowywać je sprawie tak sprzecznej z naturą gry drużynowej. A jednak staje się coraz bardziej prawdopodobne, że osobiste powodzenie polskiego napastnika będzie wkrótce dla dortmundczyków jedynym drobiazgiem, o który da się jeszcze walczyć w kraju.

Mistrzostwa ponownie nie obronią, to jasne. Pozycję wicelidera też umacniają, ich przytłaczająca przewaga w dzisiejszym meczu z Hannoverem nie zostawia złudzeń – niebawem zyskają niemal pewność, że jesienią znów dostaną zaproszeni do Ligi Mistrzów. Tymczasem snajperski wyścig wygrywali dotąd tylko dwaj piłkarze Borussii, Lothar Emmerich (w latach 60.) oraz Marcio Amoroso (sezon 2001/2002).

Dzisiaj kilkakrotnie odnosiłem wrażenie, że Lewandowski – operujący za napastnikiem Julianem Schieberem, ciążący też ku lewemu skrzydłu, w ogóle imponująco swobodny w gestach – biega z silną świadomością szansy na indywidualny sukces. A to zabrał się za uderzanie z rzutu wolnego, a to przyholował piłkę, gdy powinien się jej pozbyć. Choć oczywiście nie zdołamy odgadnąć, czy działał z premedytacją, czy prowadziły go odruchy snajpera, odmienne przecież od nawyków rozgrywającego z wizją w typie Mario Götzego. W każdym razie to on najczęściej sprawiał, że przez trybuny przechodził szmer zadowolenia.

Hannoverowi wbił Polak dwa gole. Szans miał znacznie więcej – albo zawdzięczał je partnerom, albo własnym solowym popisom (jak wtedy, gdy sprytnie przerzucił piłkę nad głową obrońcy, by nieczysto kopnąć z woleja). Aż strach pomyśleć, ile bramek by z siebie wypluwał, gdyby nauczył się w rozstrzygających momentach „lepiej układać stopę”. Choćby ze znawstwem Marco Reusa.

Jego szanse na tytuł króla strzelców oszacować trudno. Natłukł już 16 goli, podobnie jak współlider rankingu Stefan Kiessling, o jeden cios mniej zadał Mario Mandzukić. Polak i Chorwat nadal rywalizują w pucharach, więc trzeba zakładać, że trenerzy dadzą im ewentualnie odetchnąć przed kluczowymi wieczorami w LM. Niewykluczone, że po koronę najłatwiej będzie sięgnąć pretendentowi, którego drużynie (Bayer Leverkusen) już nie powiodło się międzynarodowo.

Nadal dostrzegamy przywary Lewandowskiego, ale on skuteczność bez ustanku podnosi. Jeśli zliczymy łupy ze wszystkich rozgrywek, okaże się, w inauguracyjnym sezonie uzbierał 9 goli w 43 meczach, w poprzednim – 30 goli w 47 meczach, w obecnym – 23 gole w 32 meczach (to okazalszy dorobek niż w Lechu Poznań i Zniczu Pruszków). W samej Bundeslidze ma generalną średnią 0,52 bramki na kolejkę, przy przeciętnej 0,32 najwydajniejszego dotychczas Polaka, Jana Furtoka. Ba, od lokalnego (ewidentnie rozfanatyzowanego) dortmundzkiego dziennikarza, który na własny użytek archiwizuje każdy mecz drużyny, usłyszałem dziś, że Lewandowski znacząco zasłużył się dla 31 z 33 ostatnich bramek zdobytych przez Borussię wtedy, kiedy przebywał na boisku – sam wkładał piłkę do siatki, asystował, wymyślał kluczowe podanie. Jednoosobowa wieża oblężnicza.

Jego klub przeżywa ostatnio czas słodko-gorzki, my odliczamy mu setki jałowych pod względem snajperskim minut w reprezentacji kraju, jednak sam napastnik bezdyskusyjnie rośnie. Czy raczej – rynkowa wartość Lewandowskiego bezdyskusyjnie rośnie. Jeśli zostanie pierwszym polskim królem strzelców czołowej ligi europejskiej, wypracuje nie byle jaką markę. Pewnie na miarę ładnych kilku milionów euro wyższego transferu i ładnych kilkunastu tysięcy wyższej tygodniówki w nowej firmie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s