Reprezentacja Polski, czyli wysypisko

Wiem, że naszym piłkarzom zdarza się wyrosnąć na ludzi nie dzięki, lecz pomimo nadwiślańskiego systemu szkolenia, ale nigdy nie dam sobie wmówić, że nie mamy wyczynowców na miarę zwycięstw – pewnych zwycięstw – nad Mołdawią. Mamy. Dziś przyskrzyniła Polaków reprezentacja z kraju niewydarzonych kopaczy, u których jedyny mający styczność z Europą klub (Sheriff Tyraspol) rekrutuje niemal wyłącznie obcokrajowców. Z kraju bez jakiegokolwiek rozpoznawalnego poza nim nazwiska.

Nie chce mi się analizować, ile razy nasi przywalili w mołdawski słupek. Ani rozpylać zaklęć o akcjach, po których od gola dzieliło ich tyci-tyci. Ani wyszukiwać w absencjach wyjaśnień dla gola wbitego nam przez rywali, którzy nie wbijają ich nikomu. Ani przypominać, że tak nisko notowanej (134. miejsce w rankingu FIFA) drużynie nie oddaliśmy punktów od blisko dwóch dekad. Ani znęcać nad selekcjonerem, który nigdy nie ujawnił żadnego – przesylabizujmy: żad-ne-go – atutu, by oddawać mu reprezentację. Nasz problem jest niezmiennie ten sam, najogólniejszy. Po mistrzowsku partaczymy nawet te posiadane resztki potencjału potrzebnego, by czasami z kimś wygrać.

Był sobie skandalicznie niekompetentny działacz od spraw sportowych Antoni Piechniczek, który miał widzimisię, żeby awansować na selekcjonera prawdopodobnie niekompetentnego Waldemara Fornalika, i nikt mu nie przeszkodził, bo nad wszystkim czuwał najbardziej beznadziejnie w tym gronie niekompetentny Grzegorz Lato.

Skończeni dyletanci pełnili lub pełnią strategiczne, najważniejsze funkcje w polskim futbolu dlatego, że zostali demokratycznie wybrani. Polski futbol chciał oddać władzę dyletantom, więc ją oddał. Łatwo mu to przychodzi, w końcu po przegraniu eliminacji do mundialu w Brazylii będziemy budować kadrę na następne eliminacje, eliminacje generalnie gonią eliminacje, całkiem szans nie tracimy nigdy. A ponieważ mamy mnóstwo czasu, możemy zajmować się duperelami, ewentualnie psuć każdy wpływający na wyniki drobiazg.

Trener zagraniczny przeszkadza, bo zagraniczny. Piłkarze kiepsko mówiący po polsku przeszkadzają, bo kiepsko mówią po polsku. Notorycznie latamy na towarzyskie wprawki po innych kontynentach, bo dlaczego nie latać, skoro inne kontynenty istnieją. Silnych lub przyzwoitych sparingpartnerów szukamy tylko czasami, bo garną się do grania z nami sparingpartnerzy byle jacy. Cały projekt o szumnej nazwie „reprezentacji Polski” to wysypisko decyzji przypadkowych, pozbawionych merytorycznej argumentacji i logicznego ze sobą związku.

Poszukiwań następnego selekcjonera już się boję, w końcu prezes PZPN Zbigniew Boniek należy do myślicieli przywiązanych do tezy, że „nawet Mourinho niewiele by zmienił”. Ale nie martwmy się na zapas, na razie szukajmy pozytywów. Najważniejsze, że z Liechtensteinem udało się pożegnać Dudka.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s