Na pewno wiemy tylko tyle, że Robert Lewandowski oddałby duszę za transfer do Bayernu. Właśnie do Bayernu. Nie chodzi mu o transfer „z”, ale transfer „do”. Piłkarze, którzy poczują się więksi niż dotychczasowy klub i planują awansować – sportowo i finansowo – ogłaszają zazwyczaj, że chcą odejść. Nasz napastnik posunął się dalej. Wskazał swój następny adres. I to adres największego wroga. Dał wyraz skrajnej determinacji i absolutnego przekonania, że już dla dortmundzkiego tłumu nie zagra.
Nie mam pojęcia, czy podpisał z monachijczykami jakąś wstępną umowę (to byłoby nielegalne), czy wpływają na jego decyzje kontrakty reklamowe (też już umówione), czy uznał, że wyprawa do Bayernu najbardziej mu się przysłuży ze względów czysto merytorycznych, czyli piłkarskich – bo Bundesligę już zna, nie będzie musiał naprędce uczyć się nowego języka, idzie do triumfatora Ligi Mistrzów typowanego na wieloletniego imperatora, na podbój lig hiszpańskiej czy angielskiej ma jeszcze czas. Bezsporne jest tylko jego parcie na Monachium. Rozplotkowane media wpychają go do Barcelony czy Chelsea, jednak logika nakazuje raczej słuchać telewizji Sky Italia informującej, że polski napastnik odmówił Realowi Madryt, choć Borussia zaakceptowała proponowane 30 mln euro.
Czy powinniśmy natomiast ufać Hansowi-Joachimowi Watzkemu, który publicznie przysiągł, że Borussia na pewno nie odsprzeda Lewandowskiego Bayernowi? Że rozważy oferty zagraniczne, ale uparte trwanie przy marzeniu o Monachium skaże piłkarza na jeszcze jeden sezon w Dortmundzie?
Tutaj już pewności nie ma. Bywa, że im gwałtowniej trenerzy czy działacze zaprzeczają, jakoby w ogóle brali pod uwagę odejście swojego gwiazdora, tym bardziej obnażają swoją bezradność, ewentualnie zajmują pozycję negocjacyjną – minionego lata Arsene Wenger też stanowczo wykluczał wypuszczenie Robina van Persiego do Manchesteru United.
Pewności nie ma, ale jest bardzo wysokie prawdopodobieństwo. Bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że Watzke chce dotrzymać słowa. Deklarację składał w szczególnych okolicznościach – zimna wojna z Bayernem zmieniła się w gorącą, rywale już splądrowali dortmundzką szatnię, w dodatku wypuścili przeciek o wrogim przejęciu Mario Götzego akurat w przededniu półfinału Ligi Mistrzów, jakby zamierzali wywołać chaos w szatni Borussii. Przeprowadzili akcję jawnie dywersyjną. Awantura o Lewandowskiego nie jest już zwykłym biznesem. To sprawa emocji, prestiżu, może wręcz honoru. Napięcie stale rośnie, jeszcze parę chwil, a strony zaczną sobie wygrażać. Aż przypomina się atmosfera, w której Luis Figo przenosił się z Barcelony do Realu – to była inna historia (Portugalczyk nie chciał odchodzić, przechytrzył samego siebie w grze o podwyżkę pensji), ale również wywołała niesłychany skandal. Katalończycy obwołali piłkarza „zdrajcą”, fani madryccy czerpali perwersyjną rozkosz z poniżenia rywali. Kiedy Figo wrócił na Camp Nou w koszulce Realu, powitał go rzucony z trybun świński łeb.
Skoro obie strony się zaparły – Borussia nie puści do Bayernu, Lewandowski nie odejdzie gdzie indziej – to powinniśmy poważnie brać pod uwagę, że Polak będzie musiał wytrzymać w Dortmundzie jeszcze sezon. Monachijscy zarządcy wyrywać się do kupowania nie potrzebują, postawiłbym nawet tezę, że gdyby kierowali się przede wszystkim strategią osłabiania głównego konkurenta, to mieliby powody zakładać, iż dotkliwiej osłabią go, gdy pozwolą piłkarzowi nadal dusić się w dotychczasowym klubie. Po finale Ligi Mistrzów zastanawiałem się, czy dortmundczykom nie opłacałoby się aby zatrzymać napastnika i oddać za rok za darmo. Sytuacja jednak drastycznie się zmieniła, odkąd Lewandowski oficjalnie i publicznie, poprzez swego agenta, zażądał transferu do TEGO klubu, nie pozostawiając śladowych wątpliwości, że mentalnie już się z Borussii wyprowadził. Nie podejrzewam, by skazany na kolejny sezon w jej barwach uprawiał świadomy sabotaż albo „mu się nie chciało”. Zastanawiam się raczej, czy zdoła, wybaczcie komunał, dawać z siebie wszystko, jeśli będzie przychodził na treningi sfrustrowany. Rozczarowany, wiedziony bardziej poczuciem obowiązku niż pasją, może wściekle zniechęcony, że traci sezon. I nadal ogłuszany nieustającymi dywagacjami o swojej przyszłości.
Bayern ma komfort ograniczony – też musi pewnego dnia podjąć decyzję, bo sprzedaż Mario Gomeza wymusza pozyskanie następcy, a np. o Luisa Suareza zabiegają również inni. To wciąż jednak komfort. Lewandowski znalazł się w potrzasku. Chyba odchodzi(ł) z Borussii (wraz ze swoimi doradcami) zbyt hałaśliwie. Nie tyle bez taktu, ile bez intuicji. Zasadne staje się pytanie, czy cały ten zgiełk nie zaszkodzi jego karierze, dotąd rozwijającej się przecież – nie przesadzam, szukam słowa najbardziej odpowiedniego – perfekcyjnie.