Nie złoście się, nie miejcie mu niczego za złe, przecież nie był Dyzmą. Kulturalny, nieawanturujący się, zaproszenia na raut nie podniósł z ulicy, przeciwnie, został zaproszony w uznaniu dla zasług, kompetencji i czego tam u nas trzeba, by objąć kadrę to brzmi dumnie narodową.
Jako piłkarz nigdy w niej nie wystąpił. Nie grał za granicą. Nie grał nigdzie poza Chorzowem.
Jako trener też nie wychynął poza kluby ledwie wiążące koniec z końcem. Nie pracował za granicą. Nie zdobył żadnego trofeum, choćby krajowego. Z europejskimi pucharami zetknął się tylko na mgnienie oka, w rundach wstępnych. Nie wprawiał się jako asystent w drużynach narodowych, juniorskich bądź seniorskiej.
Żegnam Waldemara Fornalika krótko, jak krótko trwała jego kadencja – i najwspanialsze doświadczenie w karierze, jak mniemam – ale pożegnać muszę, bo to naprawdę epizod do zapamiętania. Tylu u nas zawodzenia, że brakuje nam, Polakom, innowacyjności, a na stanowisku futbolowej reprezentacji kraju zainstalowaliśmy wynalazek, o jakim nikt inny nawet nie pomyślał.
No, może poza Republiką Zielonego Przylądka. My wezwaliśmy bohatera Ruchu Chorzów, oni – kontrolera ruchu lotniczego.