Piłkarze wcale nie są w Katarze traktowani ze szczególnym okrucieństwem. Podlegają temu samemu prawu, co wszyscy cudzoziemcy najmowani do obsługiwania bogatych paniczów, stanowiących we własnym kraju zdecydowaną mniejszość (300 tys. kontra 1,7 mln imigranckiej siły roboczej). System kafala – przywiązujący do jednego tylko pracodawcy, zakazujący wyjazdu bez jego pozwolenia etc. – produkuje niewolników masowo, a o przypadku Zahira Belounisa nikt by nie usłyszał, gdyby nie zadyma wokół mundialu w 2022 roku.
Ponieważ jednak FIFA sprzedała mistrzostwa świata Katarczykom, perypetiami 33-letniego Francuza zajęły się zachodnie media. I politycy najwyższej rangi.
Do Zatoki Perskiej poleciał w 2007 roku, jako mierny napastnik z trzeciej ligi szwajcarskiej. Zaciągnął się do wojskowego Al-Jaish, sądził, że złapał Allaha za nogi, po pewnym czasie przedłużył kontrakt – gwarantujący 24,4 tys. riali, czyli około 5 tys. euro miesięcznie – do czerwca 2015 r. Aż klub przestał płacić. Tłumaczył, że przekroczył limit uprawnionych do gry obcokrajowców, i nakazał podpisać dokument, w którym piłkarz prosi o anulowanie umowy i stwierdza, że pracodawca nie jest mu nic winien. Belounis odmówił. Postanowił walczyć w sądzie.
Od tamtej pory, listopada 2011 r., nie może wyjechać z Kataru ani podjąć pracy w innym miejscu. Pracodawca, zwany tam wdzięcznie „sponsorem”, odmówił wydania wizy wyjazdowej, dopóki piłkarz nie zrezygnuje z zaległych wypłat. „Czuję się jak zakładnik, życie stało się koszmarem. Moje, żony i córek. Próbuję być jak najlepszym tatą, usypiam je, a potem padam na łóżko i sam płaczę jak dziecko” – opowiadał CNN. Początkowo ćwiczył, próbował utrzymać sportową formę, ale załamany odpuścił, zaczął za to palić jak smok. Żył za pieniądze przysyłane przez przyjaciół, groził głodówką, miał myśli samobójcze. Kiedy dotarł do zachodnich dziennikarzy – a „Guardian” opisał tragedię 70 Nepalczyków zmarłych podczas budowania infrastruktury mundialowej, skupiając uwagę świata na Katarze – w jego sprawie lobbował francuski rząd, wsparcie obiecywał też prezydent François Hollande. I więzień najbogatszego kraju świata usłyszał we wrześniu obietnicę, że 22 października otrzyma wizę.
Do dziś nie otrzymał. Zmuszony do stopniowego wyprzedawania mebli – pozbył się już nie tylko łóżka czy telewizora, ale i dziecięcych zabawek – przebywa w niemal pustym mieszkaniu, z którego niebawem musi się wyprowadzić. Jego brat Mahdi ćwierka na Twitterze, że „sytuacja robi się tragiczna”. Stowarzyszenie Piłkarzy Zawodowych (FIFPro) zaapelowało o interwencję do Seppa Blattera, ale FIFA nie ma prawnych możliwości udzielenia pomocy.
Belounis nie jest jednym z wielu piłkarzy, którzy zostali w Katarze ubezwłasnowolnieni. Przerzucani wbrew swej woli z klubu do klubu („książę sobie zażyczył” – słyszą od działaczy), w razie stawiania oporu odsuwani od treningów, pozbawiani nie tylko pensji, ale i gwarantowanych umowami samochodów czy mieszkań. Cierpieli także właściciele całkiem znanych nazwisk, jak Abdeslam Ouaddou – wieloletni reprezentant Maroka, z przeszłością w Fulham, Rennes i Olympiakosie. A kiedy piłkarze nie szukają ratunku w lokalnym wymiarze sprawiedliwości (Belounis wykonał ruch bez precedensu), lecz odwołują się do trybunałów FIFA, czekają na rozstrzygnięcia latami – pamiętajmy, że dla wyczynowego sportowca czas płynie szybciej.
To co, odbieramy Katarowi mundial? Nierealne, choć coraz więcej nie tylko dziennikarzy się tego domaga. Programowo łamiący prawa człowieka kraj na inwestycje związane z MŚ wyda 100 mld euro, a kiedy zdobywał prawo organizacji turnieju, obowiązywał w przecież nim ten sam ustrój. Tubylcy reklamują go z dumą jako oświeconą monarchię i wciąż zacieśniają finansowe więzi z Zachodem. Futbol opletli już interesami z Barceloną i Paris Saint Germain, reprezentacjami Belgii i Tunezji, całą Afryką, Michelem i jego synem Laurentem Platinim, wymieniać można by długo. Blattera, który litował się kiedyś nad zatrzymywanym w Manchesterze United Cristiano Ronaldo jako ofiarą „nowoczesnego niewolnictwa”, katarskie metody nie wzruszają.
Ile sensu mają apele o etykę w globalnym biznesie, wiemy z warunków, w jakich szyją ubrania dla korporacji w Bangladeszu czy Chinach – w gazetach pełno reportaży z fabryk, w których przerwa w 14-godzinnej dniówce wygląda tak, że pracownicy na dźwięk dzwonka pochylają się, opierają o maszyny i drzemią, dopóki nie wybudzi ich kolejny dzwonek. Zastanawiam się tylko, czy jakiekolwiek słowo w sprawie francuskiego niewolnika wyduszą z siebie wreszcie Zinedine Zidane, Pep Guardiola (piłkarz ma do nich zaadresować list otwarty), Franz Beckenbauer i inne osobistości, od kilku lat znane także jako hojnie opłacani promotorzy Kataru. Bo w to, że za słowem nie pójdzie czyn, nie wątpię. Przyjaciele bogaczy znad Zatoki Perskiej grają w innej lidze niż osadzony Francuz. Tak jak Raúl González, uświetniający swoją przeszłością w Realu Madryt całą Qatar Stars League i pobierający w klubie Al Sadd 6 mln euro rocznie.