Gra w znikające miliony

siatkówka, mundial 2014, PZPS, pieniądze

Propaganda sukcesu trwa od lat. Każdy, kto rozpacza nad kryzysem polskiego sportu, wielokrotnie wysłuchiwał, że siatkówka jest zieloną wyspą. Kwitnącą – i dzięki medalom reprezentacji, i finansowo, i organizacyjnie. Dlaczego zatem jej szef wyciąga rękę po publiczne pieniądze, strasząc, że bez 16 mln złotych wprawdzie uda się rozegrać przyszłoroczny mundial w Polsce, ale będzie „szaro, buro i ponuro”?

Mirosław Przedpełski argumentuje – jak wszyscy sportowi działacze, którzy chcą, by podatnicy zafundowali im igrzyska – niech państwo dołoży, bo na mistrzostwach „mocno się promuje”. Niestety, prezes PZPS fantazjuje. Siatkówka pozostaje dyscypliną w skali globalnej niszową. Większość meczów odbywa się w głuchej ciszy lub przy garstce kibiców, a prawo do organizacji najważniejszych turniejów nie jest towarem ekskluzywnym, nie zdobywa się go w zaciekłej międzynarodowej walce – jak w wypadku igrzysk olimpijskich czy imprez futbolowych – lecz wciska każdemu, kto zgodzi się zapłacić. Stąd bezprecedensowe stężenie siatkówki w Polsce, która od 2001 roku przyjmowała m.in.: mistrzostwa Europy kobiet i mężczyzn, trzy finały Ligi Światowej, cztery finały Ligi Mistrzów. Dołączyliśmy do Japonii, jedynego innego kraju, który bierze wszystko.

Kameralność tego światka sprawia, że jego najpotężniejszym graczem stał się Polsat, stacja o zasięgu zaledwie lokalnym. Światowej federacji (FIVB) wyłożył ponoć około 100 mln zł – za prawo do organizacji mundialu, ale także wieloletnie prawa marketingowe i telewizyjne do największych imprez (obejmują cały świat poza Brazylią i Japonią!). PZPS zmalał do skromnego pośrednika, nad którym interesy ubijają więksi. Może co najwyżej mnożyć mecze, by maksymalizować zyski z biletów – w absurdalnie rozdętym turnieju czołowe drużyny zagrają prawdopodobnie aż 13 razy, o trzy więcej niż na poprzednim. Nawiasem mówiąc, wystarczyłoby nieco go odchudzić, by obniżyć koszty.

Nie wiem, jak przyjąłby to Polsat – ubyłoby mu transmisji. W każdym razie Zygmunt Solorz nie inwestuje byle gdzie, na całej transakcji na pewno nie straci. W jego krótkim, acz burzliwym związku z piłkarskim Śląskiem Wrocław zobaczyliśmy nie namiętnego mecenasa sportu, lecz lodowatego biznesmena.

Dobrze, że państwo dotuje szkolenie siatkarskiej młodzieży. Nie istnieje jednak żaden społeczny interes, dla którego miałoby dopłacać do igrzysk wyczynowców. Wystarczy, że samorządy Bydgoszczy, Gdańska, Katowic, Krakowa, Łodzi i Wrocławia uwierzyły w bajki o promocji i podarowały związkowi 37 mln zł. Niech mistrzostwa mają tyle luksusu, na ile stać dyscyplinę. Wszystko w głowach działaczy dysponujących wszak najwyższym budżetem – 60 mln, także od prywatnych sponsorów – wśród polskich związków sportowych.

Dziurą w tym budżecie państwo już interesować się powinno. Intensywnie.

Polskim sportem zarządzają, jak wiadomo, czarodzieje potrafiący rozpuścić w powietrzu każdą górę pieniędzy. Strukturę magicznych technik też znamy – oplatają się gęstą siecią spółek i usług konsultingowo-organizacyjnych, które bywają mniej lub bardziej zbędne, zbyt kosztowne, obsadzane przyjaciółmi i znajomymi królikami. Granice wyznacza tutaj wyłącznie wyobraźnia, nie sposób precyzyjnie ustalić, ile homarów powinno przypadać na uczestnika pomeczowych bankietów, a ile kasy można nadmuchać w baloniki fruwające nad podium dla zwycięzców. A nawet jeśli zdrowy rozsądek podpowiada, że działacze doją podatnika, to niekoniecznie udowodnimy im łamanie prawa. Kiedy przed laty w gigantyczne długi wpędził PZPS prezes Janusz Biesiada, prokuratura oskarżyła go m.in. o oszustwo. W sądzie przegrała, co nie oczyszcza go z zarzutu nieobjętego kodeksem – zarządzał skandalicznie, powinien był odejść.

Obecni szefowie PZPS na sztandarach nieśli hasła o totalnej przejrzystości związku, obiecywali regularne audyty i upublicznianie ich wyników. Gdyby dotrzymali słowa, nie musielibyśmy dziś – gdy nie wiadomo, jak znikają pieniądze – polegać wyłącznie na ich słowach. Zresztą związki sportowe, obciążone bogatymi tradycjami przekrętów, generalnie powinny podawać szczegółowo, na co ile wydają.

Przedpełski i jego świta sami się zobowiązywali, że będą wprowadzać nowe standardy. Kłamali.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s