Polska, ta wieczna szczęściara

To musiało się wreszcie wydarzyć, przed nietykalnymi nasi piłkarze ukrywali się zbyt długo. Nietykalnymi, czyli Hiszpanią, Holandią oraz Niemcami, tercetem supermocarstw, które eliminacji zasadniczo nie wygrywają, lecz je odfajkowują. W 30 meczach o tegoroczny mundial punkty gubiły czterokrotnie, zawsze remisując. Z kwalifikacji bez zadraśnięć wychodzą od kilku edycji MŚ i ME – jeśli zsumujemy dorobek z minionych pięciu lat, to okaże się, że poniosły ledwie jedną porażkę w 84 próbach o punkty! Tworzą odrębną kastę uprzywilejowanych, którzy status potwierdzili na poprzednim mundialu, obsadzając całe podium.

A Polacy się z nimi nie zderzali wcale. Od 20 lat.

Aż dzisiaj wylosowali Niemców. Prześladowców najokrutniejszych, tworzymy z nimi ponoć jedyną na planecie parę w miarę porównywalnych państw sąsiadów, w której jeden nie pokonał drugiego w piłkę ani razu, pomimo wielokrotnego próbowania się. Właściwie już dzisiaj musielibyśmy ogłosić kapitulację i wyłkać prośbę o litościwe traktowanie w niewoli, gdyby nie drastyczne obniżenie wymagań – rozdęcie mistrzostw kontynentu do 24 drużyn, znaczy już prawie każdy awansuje, w sporym kraju unijnym awans powinien być dobrem powszechnym jak ciepła woda w kranie, w trakcie Euro 2008 porwałem się wręcz na postawienie tutaj tezy, że Polska będzie już w turnieju finałowym występować zawsze.

Nie przypuszczałem wtedy, jak brawurową wizję przyszłości odmalowuję, nie doświadczyłem jeszcze goli traconych przez naszych w San Marino, nie umiałem sobie wyobrazić przerżnięcia eliminacji w grupie, w której najgroźniej wyglądają Słowacy oraz Słoweńcy, ba, nawet stale czyniącej postępy Mołdawii nie traktowałem z należytym respektem. Dziś się tamtej nieprzezorności wstydzę i funta kłaków nie postawiłbym na piekło zgotowane przez ludzi Nawałki Gibraltarowi, ale jedno się nie zmieniło – nasza reprezentacja pozostaje szczęściarą od losowań, już chyba ze dwie dekady wyciąga w kulkach grupy obsadzone nędznie lub średnio, do grupy śmierci nie zaganiają jej nigdy.

Popatrzcie, co działo się teraz: w ostatniej chwili UEFA wydźwignęła ją z koszyka czwartego do trzeciego; z drugiego Polska dostała najniżej tam sklasyfikowaną Irlandię; z piątego – sklasyfikowaną tam na przedostatnim miejscu Gruzję; z szóstego – sklasyfikowany na dnie wszelkich rankingów, debiutujący w eliminacjach Gibraltar. No i z Niemcami zderzy się dopiero w eliminacjach, w których ich wszechpotęga ma znaczenie jedynie symboliczne. Niech sobie kolejne mecze odfajkowują i na tle rywali wyglądają jak Las Vegas na pustyni Mojave, nasi będą się kopać z wyspiarzami na innych piętrach, tym razem wystarczy marniutkie trzecie miejsce, by zaprosili cię co najmniej do baraży. Pojmujecie, ile trzeba poprzegrywać, by ostatecznie stracić tzw. teoretyczne szanse? Czy w przyrodzie w ogóle występuje taka liczba porażek?

Kibic polski emocje ma gwarantowane, współczuć wypada tylko Niemcom, których federacja głosowała zresztą przeciw horrendalnemu poszerzaniu elitarnego niegdyś turnieju (51 na 54 członków UEFA było „za”). Skoro ich piłkarze w kwalifikacjach do wielkich imprez 2010, 2012 i 2014 wygrali 27 z 30 meczów – pozostałe zremisowali, bramki 96-22, nawet Bayern tak nie panoszy się po Bundeslidze – to znaczy, że w kolejnych zdechną z nudów.

Co szczęśliwe dla Polski, poziomowi mistrzostw tylko zaszkodzi.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s