Wyprowadźmy Legię z przedszkola

Legia Warszawa, Liga Mistrzów

Gdybyśmy chcieli zwycięskich mistrzów Polski wynosić pod niebiosa – naturalny odruch, wykopki naszych klubów w europejskich pucharach wywołują zazwyczaj wstręt lub pusty rechot  – musielibyśmy przypomnieć, że rozjechany przez nich Celtic Glasgow to regularny uczestnik Ligi Mistrzów, który przed dwoma laty wdzięczył się w 1/8 finału. Że 1:6 w dwumeczu nie przytrafia mu się właściwie nigdy, tak brutalnie w XXI wieku chłostały go tylko Barcelona i Juventus. Że Legia jest na razie najskuteczniejszym uczestnikiem kwalifikacji LM. Że musiała zademonstrować mentalną siłę, pierwszy mecz jej się bowiem, sięgając do poetyki polskiej myśli szkoleniowej, „nie ułożył” – najpierw bramkę zdobyli goście, zresztą serdecznie zapraszani do tego przez symulującego defensywny opór Tomasza Brzyskiego. Że trener Henning Berg podąża miejscami za nowoczesnymi trendami –  ruchliwy duet serbsko-słowacki bardzo urozmaicił schematyczny wcześniej atak, utrudnił rozpoznanie rywalom, a Radović w korkach fałszywego napastnika może wręcz budzić skojarzenia z największymi drużynami, które świadomie rezygnują z klasycznego snajpera. Że piłkarze reprezentujący na zewnątrz naszą ekstraklasę wreszcie wyglądają na właściwie przygotowanych (i rosnących z meczu na mecz) fizycznie – półamatorów z Dublina przepchnęli, sapiąc, między wyczynowcami  z Glasgow zasuwali już do utraty tchu. Musielibyśmy też powspominać ostatniego gola dwumeczu, wieńczącego cały łańcuch błyskotliwych zagrań i ładnie ilustrującego zdolność Legii do wzniesienia się na wyższy poziom zespołowości.

Gdybyśmy natomiast chcieli uniesionych fanów łagodnie sprowadzać na ziemię, zwrócilibyśmy uwagę, że mistrzowie Szkocji straszyli głównie nazwą. Że ich środek obrony dał w Warszawie popis karykaturalny, że postępujący kryzys ich ligi widać coraz wyraźniej, że jej pozycja w rankingu UEFA niższa od ligi polskiej nie wzięła się znikąd. Że jest bardzo prawdopodobne, iż Glasgow oddali się od Champions League na dłużej.

Czy zatem Legia tak mocna, czy Celtic tak marny? Czy wyeliminowanie stałego bywalca elity pozwala sądzić, że do tej elity nasi mistrzowie wtargną już teraz?

Na podstawie epizodu, czyli pojedynczego dwumeczu, typować nie wypada. I ja wcale typować nie zamierzam, zwłaszcza przed nadciągającym losowaniem. Mam tylko dość traktowania Legii jak przedszkolaka czy zahukanego wiejskiego obdartusa, którego należy głaskać, uspokajać, notorycznie przypominać mu, że „nic nie musi”, byle tylko zdjąć z zestresowanych piłkarzy legendarną „presję”. I klub z Warszawy, i inne wysyłane za granicę z tzw. ekstraklasy uparcie przegrywają z przeciwnikami biedniejszymi, rywalizującymi na co dzień w biedniejszych rozgrywkach krajowych, kopiącymi na brzydszych stadionach. Niemal wszyscy ci, których Legia może jutro wylosować, dysponują budżetami skromniejszymi lub porównywalnymi, a w Europie osiągają więcej. Od lat. BATE Borysów przetrwało właśnie trzecią rundę eliminacji Champions League dzięki golowi w ostatnich sekundach strzelonemu przez Siergieja Kriwca, znanego z Lecha Poznań, i całemu tabunowi piłkarzy białoruskich, którzy w reprezentacji kraju poddają się w niemal każdym meczu. A przywoływana już przeze mnie Viktoria Pilzno, każdy sezon umilająca sobie wielomiesięcznym pogrywaniem w Lidze Mistrzów bądź Lidze Europejskiej, zwycięża wyłącznie zasobami ludzkimi czesko-słowackimi.

Legię od dawna stać na piłkarzy na poziomie LM, a i tak można by jej wytknąć, że na wzmacnianie drużyny skąpi. W 2013 roku wypracowała wszak 37 mln zł. zysku. ZYSKU. To wynik w tzw. ekstraklasie absolutnie bezprecedensowy, a najważniejsze cele istnienia klubu piłkarskiego są sportowe, nie ekonomiczne – i jeśli pamiętać o proporcjach, to ośmieliłbym się zaryzykować tezę, że w poważnym futbolu chyba nikt, kto zarabia tak wiele, nie wydaje na transfery tak niewiele.

Ta strategia – zrównoważony rozwój, obejmujący i inwestycje w akademię, i ekspansję marketingową – obiecuje oczywiście więcej niż prymitywne, krótkowzroczne ruchy właściciela Wisły Kraków, który przed laty chciał czym prędzej kupić sobie sukcesy, dbając wyłącznie o szatnię seniorów. A ewentualny awans do LM jeszcze by rozrastanie się Legii zdynamizował, bo przyniósłby nie tylko bezpośrednie przychody z udziału w rozgrywkach, szacowane na 10-12 mln euro, lecz prawdopodobnie umożliwił również – wreszcie! – eksport piłkarzy za grubsze pieniądze. Nawiasem mówiąc, w Warszawie dojrzewa naturalna kandydatura na transferowy rekord naszej ligi – młodziutki Ondrej Duda ma wszystko, by kosztować w przyszłości więcej niż Adrian Mierzejewski, oddany Trabzonsporowi za 5,25 mln euro.

Jeśli Legia zostanie zepchnięta do LE, tragedii nie będzie, tam nawet łatwiej ciułać punkty do rankingu UEFA – to paradoks, że gdyby je ciułać intensywnie, to do LM można teoretycznie awansować w przyszłości bez zwycięstw w eliminacjach, wystarczy pociągnąć polską ligę w górę kontynentalnej klasyfikacji. Dla mentalności ludzi polskiej piłki – natchnionych tu nie uświadczycie, za to zakompleksionych gęsty tłum – wproszenie się do elity zdaje mi się jednak bezcenne. Owszem, rozpoznaję atuty potencjalnych rywali. Wiem, że anonimowy u nas Ludogorec Rażgrad podokazywał w ubiegłorocznej LE (bezdyskusyjnie wygrał grupę, potem wyeliminował Lazio), Steaua to klub jak na nasze standardy wybitnie doświadczony międzynarodowo, APOEL Nikozja delektował się ćwierćfinałem LM z Realem Madryt, Red Bull Salzburg pchają duże ambicje sponsora. Ale jeśli nie wyrwiemy się z czołobitnego wyszukiwania wszechzalet przeciwnika i mimowolnego padania przed przeszkodami nie do przebycia, to zawsze znajdziemy powód, by nie awansować. Usprawiedliwić i uzasadnić można wszystko, zwłaszcza po uprzednim ustaleniu, że oceniamy sportowców niepełnosprawnych, z których można szydzić, ale od których w żadnym razie nie wolno wymagać.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s