Jego najnowsze misje – zostać najlepszym środkowym napastnikiem świata, wygrać z Bayernem Ligę Mistrzów. Gdyby się powiodły, byłby naturalnym kandydatem do Złotej Piłki.
To wciąż brzmi zbyt fantastycznie, ale Robert Lewandowski nie przybył do Monachium, klubu pełnego triumfatorów Champions League oraz mundialu, jako czeladnik, który spróbuje schować się gdzieś w tłumie mistrzów. On ma lśnić blaskiem megagwiazdy. Na promocyjnych plakatach Bayernu z ostatnich tygodni wdzięczy się na pierwszym planie, przed Franckiem Riberym czy Philippem Lahmem.
Nawet najsłynniejszy polski piłkarz Zbigniew Boniek, w dniu wylotu do Juventusu, nie miał aż takiej europejskiej renomy i nie zapraszała go aż tak renomowana marka.
Lewandowski od lat mknie wyżej i wyżej, a polscy fani – zniechęceni codzienną tandetą naszej piłki – nadal wątpili. Czy popisy w Lechu Poznań oznaczają, że wybije się w Borussii z fotela rezerwowych? A potem – czy utrzyma pozycję w podstawowym składzie? Następnie – czy aby nie rozbłysnął, jak to u naszych emigrantów bywa, na ledwie parę chwil? Czy podoła również wyzwaniom Ligi Mistrzów? Aż wreszcie – czy nie przelęknie się największych futbolowych firm?
Dziś to już on straszy. Kto wie, czy na wyciągnięcie go z Dortmundu nie nalegali także obrońcy Bayernu, których wielokrotnie ostro poturbował – i jeszcze sprawiał, że byli notorycznie karani kartkami. Królem strzelców zostawał i w drugiej, i w pierwszej, i w najwyższej polskiej lidze, w minionym sezonie spotężniał na najlepszego snajpera Bundesligi. Nazdobywał główne trofea w Polsce i Niemczech, przegrany finał dzielił go od triumfu w Champions League. Jego kariera ma pęd wystrzelonej rakiety. Nigdy się w rozwoju nie cofnął, nie zatrzymał, ba, nawet nie zwolnił. Jeśli się nie wywróci, na długo przed zejściem z boiska urośnie do najbardziej utytułowanego polskiego gracza w historii.
Najpierw musi uwieść Pepa Guardiolę. Najwybitniejszego trenerskiego debiutanta, niestrudzonego innowatora, który chce, by jego podwładni nieustannie wymyślali futbol na nowo, co oznacza tylko i aż tyle, że stale poszukują detali, które jeszcze poprawią ich grę bez piłki. Przesunięcie się o kilka centymetrów wte lub wewte, decyzja podjęta ułamek sekundy wcześniej, może sprawić, że monachijczycy jeszcze lepiej zapanują nad przestrzenią – dlatego na boisku trzeba myśleć, i to analizować dane piekielnie szybko. Polerować perfekcję. Guardiola to bezwzględny tępiciel środkowych napastników, bez względu na ich klasę. Z Barcelony wykopał Samuela Eto’o oraz importowanego za gigantyczne pieniądze Zlatana Ibrahimovicia, z Bayernu wypchnął właśnie Mario Mandžukicia, zatem uznał, że wystarczy mu zaledwie jeden rezerwowy snajper, dla którego środowiskiem naturalnym jest pole karne – 36-letni już Claudio Pizarro.
Jeśli sądzić po wakacyjnych gierkach, Lewandowski osiąga najwyższy stopień wtajemniczenia. Nie dlatego, że w pięciu sparingach wbił pięć goli, ale że wbijał je w najrozmaitszych okolicznościach, demonstrując przy okazji geniusz natchnionego solisty – w meczu z Borussią Mönchengladbach dwoma piruetami zawrócił w głowach aż czterem obrońcom, by następnie przerzucić ich subtelnym lobem. Takie arcydzieła są już przywilejem najwybitniejszych.
Wśród snajperów królują dziś skrzydłowy (Cristiano Ronaldo) oraz były skrzydłowy, który biega, gdzie sobie wyfantazjuje (Leo Messi). To wirtuozi z innego wymiaru, ale Polak ma wszystko, by zostać najlepszym środkowym napastnikiem świata. Rzucić wyzwanie Zlatanowi Ibrahimoviciowi, Luisowi Suárezowi (odsiaduje wyrok za ugryzienie rywala), Radamelowi Falcao (wraca po ciężkim urazie) oraz Robinowi van Persiemu. Rywalom albo wyraźnie starszym, albo często pauzującym z powodu niesubordynacji, albo kontuzjogennym.
Lewandowski, który atletycznie rośnie w oczach, nie choruje właściwie nigdy. I jeśli także w Bayernie, jak w każdym swoim dotychczasowym klubie, zdoła strzelać najintensywniej, a Bayern za rok czy dwa znów podbije LM, to być może będziemy mieli pierwszego w historii Polaka lansowanego na naturalnego faworyta Złotej Piłki.
Wątpicie? Pewnie tak. Ale to już dla Lewandowskiego normalka.