Diabelski handel Aniołem

Nie fetyszyzuję stabilizacji w szatni, przeciwnie, za bohaterem mojego wczorajszego tekstu uważam, że czasami trzeba siać ferment dla samego siania fermentu, by drużyna nie przysnęła, nie lubię też komunału o „zwycięskim składzie, którego się nie zmienia” – oczywiście się zmienia, zwłaszcza po triumfie wyjątkowo doniosłym, gdy pojawia się zagrożenie, że triumfatorzy przejedli się sukcesem i będą biegać ociężale. Ale wykopywanie Ángela Di Maríi z Realu Madryt – skuteczne, zaraz przeniesie się do Manchesteru United – śledziłem z przykrością, to dla mnie transfer w najgorszym gatunku, kolejny brzydki odprysk pędzącej komercjalizacji futbolu.

Czy piłkarz grał dobrze? Tak, właściwie to grał wręcz świetnie, miniony sezon miał fantastyczny, choć musiał się ponownie przepoczwarzyć ze skrzydłowego w środkowego pomocnika.

Czy chciał zostać w Realu? Tak, chciał, choć słusznie domagał się podwyżki – zarabiał haniebne jak na swoją klasę sportową i markę klubu 3,5 mln euro, w podstawowej jedenastce niżej opłacani byli tylko Diego López i Daniel Carvajal.

Czy trener chciał go zatrzymać? Tak, chciał.

Czy koledzy z szatni chcieli, by został? Tak, di Maria nie jest materiałem toksycznym, trującym atmosferę w szatni.

Cztery raz „tak”. Cztery razy bezdyskusyjne „tak”. Wedle wszystkich kryteriów, które powinny wpływać na decyzję o transferze, Argentyńczyk powinien pozostać graczem Realu Madryt. Powinien, ale prezes Florentino Pérez obejrzał mundial, zauważył, że James Rodríguez został jego królem strzelców i generalnie spopularniał, więc nie mógł się powstrzymać – musiał wydać na niego pierdylion euro. Wiem, upraszczam, ale i polityka transferowa madryckiego zarządcy jest dość prosta.

Jest też skuteczna, właśnie przyniosła Realowi dziesiąty Puchar Europy, więc zdaję sobie sprawę, że mojego blogowego żołądkowania się nie ma co traktować poważnie. Ale ten transfer – wymiana Ángela na Jamesa – to transfer najpodlejszego gatunku, przeprowadzony wyłącznie po to, interes się kręcił. Szmal ma płynąć, a ty, trenerze Carletto, główkuj, żeby nasze wiercenie nie przewierciło drużyny na wylot i żeby nie ośmieliła się zająć niższego miejsca niż pierwsze. Jedną z naczelnych cech nowoczesnego futbolu jest intensywny handel na samych szczytach – jeszcze nigdy największe kluby nie kupowały tak wielu piłkarzy od innych wielkich klubów.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s