Przed reprezentacją misja poważniejsza niż godny występ na mistrzostwach świata, po klęsce na poprzednich – udowodnić, że w siatkówce stać nas na więcej niż podsunięcie efektownej sceny, na której zabawiają się inni.
Powiedzieć, że do turnieju reklamowanego jak najważniejszy w historii dyscypliny kibice przystąpią z poszarpanymi nerwami i skołowani kaskadą niezwykłych zwrotów akcji, to nic nie powiedzieć.
Jeszcze kilkanaście dni temu nikt by nie wymyślił, że trener Stéphane Antiga zrezygnuje z najznakomitszego i najpopularniejszego gracza minionych lat – Bartosza Kurka, bohatera zwycięskiej Ligi Światowej i innych medalowych imprez. (Ewentualnie – że niesubordynowany Kurek nie pozostawi selekcjonerowi alternatywy. Calusieńkiej prawdy nie znamy, na pewno wiadomo tylko, że obu podzielił konflikt).
Jeszcze kilka tygodni temu nikt nie umiałby sobie wyobrazić, że Polsat ukryje transmisje przed telewidzami nie będącymi abonentami jego platformy cyfrowej – siatkówka była zawsze dostępna w otwartych kanałach, reprezentacyjna przyciągała wielomilionową widownię.
Jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie uwierzyłby w powołanie na mundial Rafała Buszka, debiutującego w wielkiej siatkówce w wieku 27 lat.
A kilkanaście miesięcy temu nikt nie wyfantazjowałby, że drużynę narodową – dowodzoną ostatnio przez trenerów bardzo doświadczonych – oddamy w ręce kompletnego żółtodzioba, który ledwie sam zszedł z boiska.
Trzęsienie ziemi za trzęsieniem ziemi. Dla kibica dezorientujące mogą być już same przerwy w trakcie meczów, które rozbrzmiewają wszystkimi językami świata – francuski trener używa i angielskiego, i włoskiego, i polskiego.
A ponieważ trzęsie się cała światowa siatkówka, wyjątkowo trudno przewidzieć, jak będzie przebiegał turniej i na ile stać Polaków. Minęły czasy, gdy w półfinałach głównych imprez prężyły się stale te same potęgi. Czołówka się rozszerza, przybywa krajów aspirujących, czwarte miejsce Iranu w LŚ to w siatkówce niemal kopernikański przewrót. Supermocarstwa się natomiast chwieją – złota na wszystkich mundialach XXI wieku Brazylia wygląda na najuboższą w talent od lat, mistrzów olimpijskich Rosjan ostro poraniły kontuzje. A zostaje jeszcze horrendalna formuła rozgrywek – o ile 32-drużynowy mundial piłkarski składa się z 64 meczów, o tyle ledwie 24-drużynowy mundial siatkarski został rozdęty do 103 meczów.
Gdzie w hierarchii leży Polska? Bukmacherzy umieszczają ją zaraz pod oboma głównymi faworytami, jakby ulegali raczej urokowi bycia gospodarzem, niż analizowali najbliższą przeszłość i teraźniejszość. Od przegranych igrzysk w Londynie występy beznadziejne przeplatają nasi ze średnimi, wciąż przyzwoite piąte miejsce w rankingu FIVB – choć i tak bliżej im do szóstej Serbii niż do czwartego USA – zawdzięczają głównie srebru Pucharu Świata z 2011 r., sukcesowi już bardzo odległemu. A w tegorocznej LŚ trenerzy skupiali się głównie na takim lawirowaniu między siatkarzami, by najlepsi zdołali odpocząć po sezonie klubowym. Przyjemny był tylko epilog Memoriału Wagnera – pobicie Rosji pomimo pecha Mariusza Włazłego, który wcześniej skręcił staw skokowy.
Zaniepokojeni rozstaniem z Kurkiem pocieszają się, że jedyne nowożytne złoto na imprezie rangi mistrzowskiej Polska zdobyła wtedy, gdy choroby skosiły pół szatni. Analogię z wrześniem 2009 r. można znaleźć jeszcze jedną – obecni selekcjonerzy, tak jak Daniel Castellani, specjalną uwagę przykładają do gry defensywnej, zresztą francuska siatkówka z tej tradycji słynie. A debiutanta Antigę wspiera rodak wybitnie doświadczony reprezentacyjnie – Philippe Blain przez 12 lat przeprowadził rodaków przez 23 turnieje.
Ich zadania są klarowne. Wyraził je prezes PZPS, gdy zastrzegł, że wielomilionowe premie – obiecał hojność, szczegółów nie ujawnił – wypłaci siatkarzom jedynie za medal. Alternatywy nie ma, bo nasza siatkówka coraz częściej prowokuje do westchnienia, że jest bogata we wszystko poza tym, co w sporcie najcenniejsze, czyli zdolnością do uczepienia się podium prestiżowych imprez na stałe. Medale, owszem, bierze, ale wciąż od święta. Ostatnie igrzyska tradycyjnie już skończyła na ćwierćfinale, przegrywając m.in. z Australią. Ostatnie MŚ – na miejscach 13-18. Ostatnie mistrzostwa Europy – na pozycji dziewiątej. Ostatnią LŚ – na siódmej.
Największa obok Euro 2012 organizowana przez nas impreza sportowa rozpocznie się od rekordu świata, który padnie na Stadionie Narodowym – podczas meczu Polaków z Serbią. Na trybunach usiądzie 62 tys. kibiców. To o 7 tys. więcej niż oficjalna pojemność obiektu, bowiem krzesełka zostały rozstawione również na murawie. Choćby zbliżonej frekwencji nie miał żaden mecz w historii siatkówki – gry halowej.
Na tak spektakularny i ekstrawagancki zarazem pomysł mogli wpaść tylko Polacy. Siatkówka to jedyna dyscyplina sportu, w której jesteśmy dla reszty świata niedoścignionym wzorem. To my wyznaczamy standardy organizacji meczu, który bardziej niż widowisko sportowe przypomina u nas muzyczno-taneczny festyn i przyciąga nieproporcjonalnie dużo kobiet. To my pierwsi wprowadzamy innowacje technologiczne – jak analizy wideo spornych sytuacji – na których innych nie stać. To my najczęściej rwiemy się do przyjmowania turniejów. I tylko my jesteśmy w stanie zapełnić z powodu siatkówki trybuny wielkiego stadionu piłkarskiego. Kibicowskiego entuzjazmu dla tej dyscypliny zazdroszczą nam wszędzie, porównywalny mają chyba tylko Kubańczycy.
Siatkarze, jak wspomniałem, odwdzięczają się nieregularnie, więc nad światem panujemy tylko organizacyjnie. I komercyjnie. Medaliści polskiego mundialu w trzy tygodnie rozegrają aż 13 meczów. Turniej jest rozciągnięty do maksimum, by maksymalizować zyski (na samych biletach Polski Związek Piłki Światowej zarobił 18 mln złotych). I o tyle nietypowy, że za prawo do jego organizacji zapłacił Polsat, który rozczarowany wpływami z reklam postanowił zakodować wszystkie mecze poza inauguracją. Bez dodatkowych opłat obejrzą MŚ tylko abonenci jego cyfrowej platformy, wszyscy inni muszą wykupić pakiety za 80-100 zł.
Nie wiedziały o tym samorządy miast, gdy przekazywały PZPS ponad 30 mln zł na promocję imprezy. Nie spodziewali się też tego rozjuszeni kibice – tu nie chodzi tylko o siatkówkę, to w ogóle pierwsza tak prestiżowa impreza sportowa, z której transmisje zostaną ukryte w zamkniętym kanale.
Przybywa zatem tylko organizowanych u nas turniejów. Cel na mundial – udowodnić światu, że Polskę stać więcej niż zaszczyt bycia potulnym gospodarzem, który podsuwa parkiet i zamawia orkiestrę, żeby potańczyli sobie inni.