Dzisiejszy sparing ze Szwajcarią miał donioślejsze cele niż wynik. Sprawdzenie, czy Piotr Zieliński – do niedawna uważany za najzdolniejszego polskiego 20-latka, który przeżył obiecujące miesiące w Udinese, ale potem osiadł w rezerwie – nadaje się już do roli rozgrywającego reprezentacji. I czy Thiago Cionek nadaje się do zastąpienia Kamila Glika, gdy temu sędzia wlepi trzecią żółtą kartkę w eliminacjach Euro 2016.
Gdyby wnioskować z dzisiejszych popisów, to nie nadaje się żaden, ale generalnie piłkarze znów dostarczyli nam trochę przyjemności – obrazem wręcz ikonicznym dla tej jesieni pozostanie dla mnie wariacka radość Artura Jędrzejczyka, który po zdobyciu wyrównującej bramki wskoczył w ciżbę kibiców. A Polacy utrzymali swój fantastyczny bilans w 2014 roku, skażony jedynie wiosenną wpadką w sparingu ze Szkocją. Dlatego postanowiłem zbadać, gdzie plasują się w kontynentalnej hierarchii w kończącym się roku.
Ponieśli ledwie jedną porażkę, co od lat 70. udało się Polsce tylko raz, za kadencji Jerzego Engela. W eliminacjach mistrzostw Europy strzelili najwięcej goli pośród wszystkich ich uczestników, najczęściej też obijali słupki i poprzeczki. Odnieśli bezprecedensowe zwycięstwo nad Niemcami, wychłostali Gibraltar, zaserwowali Gruzji jej najwyższą w historii przegraną na własnym stadionie. Znów: od ideału dzieli ich tylko remis ze Szkocją.
Od ideału w grze dzieli ich znacznie więcej, od awansu na Euro 2016 również – wystarczy nieszczęście w marcowym meczu w Irlandii, by w tabeli się zakotłowało i rozgorzała zażarta awantura o każdy punkt. Ale biorąc pod uwagę, że rok temu, po przerżniętych w beznadziejnym stylu eliminacjach do mundialu, klasyfikowaliśmy reprezentację na historycznym dnie – szarym końcu trzeciej, może nawet w czwartej dziesiątce na kontynencie – to minione miesiące przypominają futbolową wersję cudu na Wisłą. Widać to przede wszystkim w rankingu FIFA. W listopadzie 2013 Polacy zajmowali 78. miejsce – najniższe, odkąd ranking istnieje. Dziś zajmują 44., a zaraz jeszcze awansują i podfruną na pułap niedostępny od najlepszych czasów Leo Beenhakkera.
A jeśli podsumowywać tylko bieżący rok, zwieńczony wczorajszymi sparingami? Na pewno najwyżej musimy wycenić zwycięstwa na mundialu – choć samego udziału już nie honorujemy, on został wywalczony wcześniej. Dlatego najlepsi w Europie byli: medaliści Niemcy i Holandia, ćwierćfinaliści Francja i Belgia, uczestnik 1/8 finału Szwajcaria oraz drużyny, które odnosiły pojedyncze zwycięstwa, a zarazem przyzwoicie wystartowały w eliminacjach Euro – Chorwacja, Włochy, Portugalia i Hiszpania. Greków z czołówki dyskwalifikujemy, bowiem wspomnienie niezłego występu na MŚ zatarli porażającą jesienią – leżą na ostatnim miejscu w tabeli, przegrali nawet z Wyspami Owczymi, zdążyli już przepędzić trenera Claudio Ranieriego. To najbardziej dramatyczny upadek w Europie, drużyna świetnie zorganizowana i przez to zdolna stawiać opór najsilniejszym z dnia na dzień stoczyła się na poziom wszechogarniającego bezhołowia. Beznadziejniej w eliminacjach wyglądają tylko Andora i debiutujący Gibraltar. Koszmar.
Pod wymienioną ósemką najlepszych wybieramy między Anglią, która po tradycyjnej klęsce mundialowej natłukła komplet punktów w walce o Euro 2016, a grupką rewelacji z sąsiadujących ze sobą krajów – Słowacji, Czechom, Austrii i Polski. Bo trwające kwalifikacje różnią się od poprzednich tym, że zniknęły supermocarstwa zgarniające niemal 100 proc. punktów (Niemcy, Hiszpania, Holandia), że na szczytach grup rozsiedli się dotychczasowi średniacy lub słabeusze, że futbol reprezentacyjny wygląda na bardzo rozchwiany, sensacja goni sensację. Co zresztą powinno stanowić przestrogę dla nas, rozanielonych wyśmienitym dorobkiem Polaków.
Drobiazgowa analiza dziewiąte miejsce w Europie nakazuje oddać Słowakom. Oni też, jak piłkarze Adama Nawałki, pokonali rywala z elity elit – Hiszpanię – do czego jednak dołożyli jeszcze cenne zwycięstwo na Ukrainie i generalnie nie zgubili żadnego eliminacyjnego punktu. Ba, gdyby nie wiosenne towarzyskie 0:1 w Rosji, wygraliby w bieżącym roku wszystkie mecze!
Za naszymi południowymi sąsiadami możemy już z czystym sumieniem umieścić Polaków. Na dziesiątej pozycji, czyli nad Anglią, która poniosła więcej porażek i nie uporała się z żadnym przeciwnikiem choćby zbliżonym klasą do Niemców. Co uprawnia nas do tezy, że Polska to główna kandydatura do nieoficjalnego tytułu największego reprezentacyjnego objawienia w europejskim futbolu AD 2014. Słowakom może lekko ustępować, ale startowała z wyraźnie niższego poziomu. Jak Grecy doświadczyli najdrastyczniejszego upadku, tak nasi piłkarze wykonali największy postęp.