1) Drużyny najpotężniejsze jesienią w Lidze Mistrzów się bawią, a wśród nich od lat najhuczniej bawią się Hiszpanie. Odkąd obowiązuje obecna formuła rozgrywek, trzykrotnie zdarzyło się, że triumfator grupy uzbierał komplet punktów – obecny Real Madryt (bramki 16-2), Real z sezonu 2011/12 (19-2, to był najlepszy grupowy występ w historii) oraz Barcelona 02/03 (13-4). Co ciekawe, wśród klubów z dorobkiem skażonym jednym remisem też królują przedstawiciele Primera División, najlepszy stosunek miały Barcelona 11/12 (20-4), Real 13/14 (20-5), Barcelona 05/06 (16-2), Valencia 02/03 (17-4), Real 10/11 (15-2) oraz Atlético z poprzedniej edycji (15-3). Jeszcze raz: dziewięć najznakomitszych punktowo-bramkowo popisów w fazie grupowej Champions League dały kluby hiszpańskie. Korrida.
2) Tym razem zasłonili wszystkich piłkarze Carlo Ancelottiego, których potęgę uzmysławiają także inne dane. Najwięcej trafień w słupki i poprzeczki? Real Madryt – 5. Najwięcej strzałów? Real Madryt – średnio 20,2 w meczu. Najwięcej strzałów celnych? Real Madryt – średnio 8 w meczu. Najwięcej wykreowanych szans bramkowych? Real Madryt – według Squawka.com w sumie 94. Analitycy tego ostatniego serwisu przyznali też królewskim gigantyczną przewagę w ogólnym poziomie gry, który opisują wskaźnikiem „performance score”, sumującym wszystkie odnotowywane statystycznie zdarzenia boiskowe. Co uderzające, aż cztery gole zawdzięczają akcjom wykonanym po rzutach rożnych – to też najlepszy wynik w rozgrywkach – choć za trenera pracującego nad doktoratem ze stałych fragmentów gry uchodzi filozofujący w sąsiednim Atlético Diego Simeone. Słowem, Real wywołuje wrażenie drużyny totalnej. Choć oczywiście należy pamiętać, że wiosna w LM brutalnie zweryfikowała już kilka drużyn urzekająco roztańczonych jesienią.
3) Piłkarze Atlético też przeżyliby rundę niemal perfekcyjną, gdyby nie inauguracyjna wpadka w Pireusie. Po tamtym meczu nie stracili już ani jednego gola – 467 minut z czystym kontem, najdłuższa passa w tegorocznej LM – i generalnie wykonywali swoją robotę z minami zimnych zawodowców, którzy na tym etapie rywalizacji dopiero się rozgrzewają. W minionym sezonie inspirowali skojarzenia z tamtą Borussią Jürgena Kloppa, która też rzuciła wyzwanie finansowym hegemonom z kraju i Europie, a teraz wydaje się, że są w stanie osiągnąć nawet więcej – w maju sekundy dzieliły ich od zdobycia trofeum, w poniedziałkowym losowaniu zostaną rozstawieni, za zamianę Diego Costy na Mario Mandżukicia nie zapłacili utratą jakości, a ich styl, czyli miks wysublimowanej całozespołowej defensywy z wysublimowaną obsługą stałych fragmentów gry, to niezły pomysł na rozstrzyganie pucharowych dwumeczów.
Postawa Atlético przypomina, że Madryt to stolica europejskiego futbolu w 2014 roku bezdyskusyjna, każda inne metropolia niknie przy niej do pipidówy. W Londynie fason trzyma jedna Chelsea, w chyba najpotężniejszym w sensie ekonomicznym Manchesterze tylko City utrzymało się w Lidze Mistrzów (gdzie tradycyjnie wypada średnio), panujący przed dekadą Mediolan cały wyleciał z elity. A Madryt pozostaje w tym roku kalendarzowym niezdobyty – na Vicente Calderón gospodarze wygrali pięć meczów i jeden zremisowali (bramki: 15-1!), natomiast na Santiago Bernabéu gospodarze nie oddali nikomu choćby remisu (sześć zwycięstw, bramki: 17-2!). Totalna dominacja, w historii futbolu bezprecedensowa. Nawiasem mówiąc, Real Madryt na swoim stadionie w LM nie przegrał od kwietnia 2011 roku – uległ wtedy w półfinale Barcelonie, potem tylko wygrywał (19 meczów) lub remisował (2 mecze).
4) Reprezentacja Hiszpanii podupadła, ale w futbolu klubowym imperium nie tyle trwa, ile kontynuuje ekspansję. Jeśli zajrzymy do pozostałych faworytów LM, to świat zmieni się tylko trochę – Bayernem sterują Pep Guardiola (spoza boiska) oraz Xabi Alonso (na boisku), a Chelsea to już w ogóle jeden wielki przeszczep z Primera División – od głównego snajpera Diego Costy, przez rozgrywającego Cesca Fàbregasa i obrońców Azpilicuetę oraz Filipe Luísa, po wylansowanego w Madrycie bramkarza Thibauta Courtoisa. Bardziej niż hiszpańska proweniencja głównych faworytów łączy jednak typ przywództwa. Real, Bayern i Chelsea oddały władzę nad szatnię supertrenerom, którzy zbudowały już w przeszłości fantastyczne drużyny i urośli na multimedalistów – Carlo Ancelotti, Pep Guardiola i José Mourinho wygrali 7 z ostatnich 12 edycji Ligi Mistrzów. I powinniśmy się spodziewać, że w maju złota trójca jeszcze ten bilans poprawi.
A na samym dnie leżą ci, którzy wydają fortuny na transfery i pensje piłkarzy, lecz nie umieją znaleźć charyzmatycznych, odpowiadających aspiracjom klubu supertrenerów. Jak Zenit St. Petersburg, najbardziej klęskowa obok wstającego Manchesteru City firma Champions League – nikt nie wydaje tak wiele, by wygrywać tak niewiele.