Bielik w fabryce marzeń, czyli Fabregas jako wzór

Najazd polskich piłkarzy na najbardziej ekskluzywne rynki pracy nie tyle trwa, ile stale się nasila. Mamy już swoich ludzi w Bayernie, Borussii Dortmund, Arsenalu, Ajaxie Amsterdam, Sevilli, Deportivo La Coruna, Romie, Torino, Benfice, Dynamie Kijów etc – jeszcze się nie zdarzyło, by tylu naraz reprezentowało renomowane firmy i by zatrudniano ich jednoczeście we wszystkich pięciu czołowych rozgrywkach europejskich. W najwyższych ligach Hiszpanii, Niemczech, Anglii, Włoszech oraz Francji pracuje ich blisko trzydziestu i to pomijając juniorów, którzy dopiero się przyuczają na miejscu (Hubert Adamczyk w Chelsea) czy na wypożyczeniu (Igor Łasicki z Napoli). Z premedytacją używam tu czasownika „pracują”, bo są wśród nich tacy, którzy na boisko nie zaglądają lub niemal nie zaglądają, ewentualnie zostali relegowani do rezerw – jak Dominik Furman w Toulouse czy Paweł Wszołek w Sampdorii. Sportowo biedują, ale życiowo już niekoniecznie, wszyscy osiągnęli finansowy sukces i wśród polskich emigrantów należą do ekonomicznej elity.

Właśnie dołączył do nich Krystian Bielik. 4 stycznia skończył 17 lat, młodość ma bajkową – poleci na renomowany futbolowy uniwersytet w Arsenalu, do najpopularniejszej ligi świata, na którą jego rówieśnicy patrzą jak na świat trochę nierzeczywisty – jeśli nie z pogranicza naładowanej efektami specjalnymi ekranizacji komiksu o superbohaterach, to na pewno niedostępny dla zwykłych śmiertelników. I jeszcze będą chłopakowi płacić za te przyjemności 2 tys. funtów tygodniowo, czyli przeszło 50 tys. zł miesięcznie. Fabryka marzeń.

Nie mam pojęcia, czy osiągnie również sukces sportowy. Nie sposób prorokować i dlatego, że z seniorami pokopał ledwie parę chwil, i dlatego, że wśród cudownych dzieci futbolu przeważają te, które wyrastają na przeciętniaków – szczególnie drastyczne przypadki to Freddy Adu czy Armand Ella Ken – i dlatego, że Bielik musi najpierw nie zwariować. Choć nie tylko prezes Bogusław Leśnodorski widzi w nim młodzieńca przytomnego, roztropnie planującego karierę, to o ludziach wiemy tyle, ile ich sprawdzono, a byłego legionisty nie sprawdzały jeszcze ani hipnotyzująca bezlikiem atrakcji metropolia o rozmiarach Londynu, ani samotne życie w obcej kulturze, ani gigantyczne dla nastolatka pieniądze. Można jedynie wierzyć, że w Arsenalu mu pomogą. Londyńczycy, którzy od lat werbują zdolnych chłopców ze wszystkich kontynentów, są znani z tego, że opiekują się także głowami piłkarzy – mentalni trenerzy w pewnym sensie uczą ich, jak żyć.

Wygrają tylko najbardziej pojętni. Arsenal długo budował reputację fantastycznego miejsca dla chłopców, który chcą prędko dojrzeć do futbolu dla dorosłych – i popierają to talentem, nabytym gdzie indziej wyszkoleniem etc – ale i tam przeważają ci, którym się nie udało. Wyjęty z Barcelony w wieku 17 lat Fran Merida skończy niebawem 25 i ponosi klęski wszędzie, gdzie próbuje (ostatnio w lidze brazylijskiej, teraz bezrobotny); 22-letni Ignasi Miquel nie gra w piłkę niemal wcale; 31-letni Jermaine Pennant (to ten, co kiedyś zapomniał, że ma Porsche) stoczył się do ligi indyjskiej – można wymieniać długo, także nazwiska, za które londyńczycy płacili kilkakrotnie więcej niż za Bielika. Dwa miliony euro, które wydali na Polaka, to dla nich prawie bilon. Nie ryzykują wcale.

Bielik pozna zarazem jednak trenera, który się nie zawaha, jeśli uzna, że młody rokuje. Jemu odwagi nie brakuje. Od defensywnych pomocników wymaga się zazwyczaj doświadczenia, więc na tej pozycji nieprzyzwoicie młodzi piłkarze grają rzadko, ale Wenger uczynił tu już spektakularny wyjątek. I to zakończony spektakularnym sukcesem – kiedy w 2004 roku kontuzje nękały dobiegających wówczas trzydziestki Patricka Vieirę i Gilberto Silvę, do środka pola posłał Cesca Fabregasa (piłkarza o innej charakterystyce niż Bielik, ale to tu drugorzędne), 17-letniego wówczas żółtodzioba bez ani jednego ligowego meczu w dorobku. Natychmiast wstawił Hiszpana do podstawowego składu, pozwolił mu w debiutanckim sezonie rozegrać – uwaga – 46 meczów.

Owszem, wychowanek katalońskiej La Masii przylatywał do Londynu z nieco lepszymi referencjami niż wychowanek Górnika Konin. Ale jego przypadek ilustruje mentalność Wengera, który jeśli patrzy w metrykę, to raczej po to, by wylansować młodego – i potrafi go lansować na dowolnej pozycji, niezależnie od zwyczajów innych trenerów. Odwrotnie niż np. José Mourinho – ten chce wyłącznie wytrenowanych, wielokrotnie sprawdzonych zawodowców, i nie będzie trzymał rezerwowego napastnika w osobie 20-letniego Romelu Lukaku, jeśli może ściągnąć 32-letniego Samuela Eto’o.

A należy jeszcze pamiętać, że Arsenal od wieczności cierpi na obezwładniającą słabość środka pomocy. Ostatnio zdarza się tam biegać Flaminiemu i Cocquelinowi – tak słabych duetów w tej newralgicznej strefie w czołowych klubach zwyczajnie się nie spotyka – lub przesuwanemu z obrony Chambersowi, zresztą ledwie 20-letniemu… Nie ma wątpliwości – jeśli Polak zrobi dobre wrażenie, dostanie szansę już jesienią, choć pewnie najpierw w Pucharze Ligi. I to szansę realną, a nie kilka kopnięć w doliczonym czasie gry.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s