Rewolucja kulturalna w Lyonie

Klub, który zmonopolizował ligę francuską dzięki gigantycznym pieniądzom, postanowił zamknąć kasę i wygrywać dzięki wychowywaniu piłkarzy, przede wszystkim chłopców z sąsiedztwa. I wygrywa, choć ma rywala z budżetem bez dna.

W niedzielnym, zremisowanym 1:1 meczu z broniącym tytułu Paris Saint-Germain gola dla gospodarzy strzelił Clinton N’Jie – Kameruńczyk ściągnięty do Lyonu jako nastolatek. Podawał mu Francuz Nabil Fekir – również wychowanek, w Lyonie urodzony. Rzut karny obronił Anthony Lopes – bramkarz reprezentujący Portugalię, ale w Lyonie szkolony od dziesiątego roku życia. W sumie ligowy lider zmieścił w podstawowym składzie siedmiu absolwentów swojej akademii, dwóch kolejnych weszło po przerwie z rezerwy. Ledwie jeden wystawiony piłkarz – Yoann Gourcuff – kosztował więcej niż dwa miliony euro.

Przeciwnicy odpowiedzieli najdroższą po jedenastce Realu Madryt jedenastką świata – importowaną głównie z ligi włoskiej – za którą katarscy właściciele PSG zapłacili blisko 300 mln. A wydawaliby pewnie jeszcze więcej, gdyby nie krępowały ich zasady Finansowego Fair Play.

Lyon działał kiedyś identycznie, choć na mniejszą skalę. Jako hegemon w lidze francuskiej plądrował szatnie krajowych konkurentów i utrzymywał mistrzostwo przez siedem kolejnych sezonów (w latach 2002-08), co rok zabawiał się też w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Aż właściciel klubu Jean-Michel Aulas, który zawsze chciał wymyślić własny, nowatorski model futbolowego biznesu, uznał, że nieumiarkowane inwestycje nie mają sensu. W czym utwierdziło go przybycie wspomnianych Katarczyków do Paryża oraz rosyjskiego oligarchy Dmitrija Rybołowlewa do Monaco. Finansowego wyścigu z nimi nie wytrzymałby nikt.

Aulas postanowił zatem ożywić starą ideę klubu piłkarskiego wychowującego przede wszystkim chłopców z sąsiedztwa, silnie wrośniętego w lokalną społeczność. Oczywiście w wersji unowocześnionej i opłacalnej biznesowo. I dziś w akademii Lyonu ćwiczy 380 młodych. Zaczynają jako ośmiolatkowie; od brzdąca trenują obok seniorów, by uczyć się od nich właściwych zachowań; nauczyciele kładą nacisk, by błyskawicznie myśleli na boisku i wszystkie ruchy podporządkowywali systemowi gry. Ponieważ tylko trzech-czterech z każdego rocznika podpisuje profesjonalny kontrakt, każdy odbiera solidną edukację pozasportową, każdy może też kształcić się na trenera i w przyszłości zostać zatrudnionym w klubie w nowej roli. By nie przeoczyć żadnego talentu, Lyon współpracuje z kilkunastoma okolicznymi klubami, wysyła skautów na wszystkie pobliskie mecze, organizuje dni otwarte. Przeczesuje też stadiony odleglejsze, nawet zagraniczne, ale priorytetowo traktuje Lyon i peryferie, chce bowiem wychowywać chłopców w ścisłym porozumieniu z ich rodzinami i szkołami. Akademią kieruje zresztą były piłkarz klubu (i jego wychowanek) Rémi Garde, który mówi, że o sukcesie decydują odpowiedni „feeling” oraz mnogość związanych z miejscem trenerów wpajających wychowankom miłość do barw. I podkreśla, że nie inspiruje się niczym, co robią inni – woli szukać własnej drogi, właściwej dla regionu.

Efekty są oszałamiające. W Lyonie urodził się największy gwiazdor klubu, przysposobiony do dowolnej pozycji w ataku Alexandre Lacazette, który z 21 golami wbitymi w 22 meczach niemal na pewno zostanie królem strzelców. Z miasta lub okolic pochodzą też kapitan Maxime Gonalons, wspomniany skrzydłowy Fekir, rozgrywający Rachid Ghezzal, Clément Grenier. W jedenastce mieści się zazwyczaj dziewięciu Francuzów. Wychowankowie zdobyli 39 z 48 ligowych bramek w trwającym sezonie, dali 28 z 38 asyst, a na boisku kibice widzieli ich w sumie aż 15 – o dwóch więcej niż w uchodzącej za niedościgniony wzór Barcelonie. I o ile na Camp Nou coraz istotniejsze role odgrywają pozyskani za dziesiątki milionów obcokrajowcy (Neymar, Suárez), o tyle w Lyonie niemal wszystkie pierwszo- i drugoplanowe przejęli ludzie wyszkoleni przez klub. Importem obsadza się właściwie tylko defensywę, bo akademia na razie specjalizuje się raczej w graczach ofensywnych i kreatywnych.

Ta młoda drużyna, złożona głównie z dwudziestokilkulatków, ma w lidze dwa punkty przewagi nad Olympique Marsylia i panującym od trzech sezonów Paris Saint-Germain. I jest bezapelacyjnie najtańsza – od 2012 roku pensje spadły o 40 proc., utrzymanie szkółki kosztuje 6 mln rocznie – wśród wszystkich zajmujących tak eksponowaną pozycję w europejskim futbolu. A jeśli bogatsi zechcą kogoś z niej wykupić, zapłacą bardzo słono. Aulas słynie ze zręczności negocjacyjnej, którą nabył ponoć w maju 1968 roku, obserwując pertraktującego z francuską władzą kolegę, jednego z przywódców studenckiej rewolty Daniela Cohn-Bendita. Były dyrektor sportowy Realu Madryt Franco Baldini opowiadał kiedyś, jak na negocjacje dotyczące transferu Mahamadou Diarry mimo potwornego upału włożył garnitur i krawat, bo uznał, że inaczej nie wypada, a Francuz przyjął go w kąpielówkach.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s