Jürgen Klopp, wasza miłość

Nie zapomną Jürgena Kloppa kibice polscy. W końcu to najważniejszy obok Leo Beenhakkera zagraniczny trener dla naszego futbolu – nie wiemy, czy u kogoś innego Robert Lewandowski rozkwitnąłby aż tak pięknie, wiemy, że to m.in. on ocalił karierę Łukasza Piszczka, i wiemy, że poniekąd jemu zawdzięczamy jedyny w historii finał Ligi Mistrzów z trzema Polakami na scenie.

Nie zapomną Kloppa kibice dortmundzcy. To w jego wyobraźni powstała – a następnie się urzeczywistniła – baśniowa fabuła o drużynie martwej, która nie tylko wróciła między żywych, lecz urosła do niemal najpotężniejszej. W kraju ośmieliła się skopać wszechpanujący Bayern, w Lidze Mistrzów zatrzymała się dopiero w finale. I nie trwało to wszystko miesiąc, pół roku ani rok, ciągnęło się całymi sezonami, może zresztą dlatego Borussia, gdy już upadła, to upadła na samo dno tabeli.

Nie zapomną Kloppa kibice z całej Europy. Dzięki osobowościom – chciałoby się też powiedzieć: myślicielom – jego formatu planeta futbol nie składa się z niemal identycznych jedenastoosobowych państewek, lecz również drużyn o oryginalnej, wyrazistej tożsamości, które angażują emocjonalnie nawet fanów z drugiego końca kontynentu. Zapamiętamy dortmundzki „kontrpressing”, zapamiętamy frenetyczny dortmundzki styl gry porównany przez jego twórcę heavy-metalem, zapamiętamy jego wyznanie, że marzy mu się, by piłkarze schodzili do szatni umorusani po czubki głów i niezdolni do powrotu na boisko przez cztery tygodnie. Ta Borussia – już nieistniejąca, od miesięcy kona na naszych oczach – ma w sporej mierze twarz trenera. Wirującego przy linii bocznej, wściekle rozgestykulowanego i straszącego rozszalałą mimiką, wkładającego w mecze nie mniej energii niż podwładni.

Piszę o niemieckim trenerze w czasie przeszłym, bo skoro opuszcza Borussię, to właśnie kończy się pewien rozdział w historii futbolu. Rozdział osobny, jeden z najbardziej porywających pośród spisanych w XXI wieku. Wspominać go powinienem zresztą nie ja, lecz artysta o talencie zmarłego we wtorek Eduardo Galeano, który kongenialnie przekłada magię futbolu na słowa.

Klopp nie rejteruje, nie ucieka, nie poddaje się. Wszystko, co o nim wiemy, nakazuje nam sądzić, że postępuje lojalnie wobec klubu. Zdaje sobie sprawę, że nie wpływa już na szatnię jak dawniej, więc poczucie odpowiedzialności zmusza go do oddania władzy. Bolesnym, a zarazem rozstrzygającym doświadczeniem mogła być dla niego klęska w Lidze Mistrzów z Juventusem. Borussia jeszcze raz spróbowała być wówczas dawną, rzucającą się rywalowi do gardła Borussią, ale nie zdołała. Po raz pierwszy w europejskich rozgrywkach. A kilka dni temu zdarzył się kolejny epizod bezprecedensowy – piłkarzy publicznie zrugał dyrektor sportowy Michael Zorc, dotąd przyjmujący spadające na klub nieszczęścia w milczeniu. Oznajmiał, że nic nie wie, by ktokolwiek rozdawał im tabletki nasenne, tymczasem Borussia ustanowiła w tym sezonie nieoficjalny rekord roztargnienia na początku meczów – Mönchengladbach wbiło jej gola po 28 sekundach, Bayer Leverkusen po 9 sekundach, Mainz po 52 sekundach. A wspomniany Juventus – po niespełna trzech minutach.

Mój Twitter był dziś rozmodlony. Wszyscy błagali Kloppa, żeby to ich drużynę wybrał, zaszczycił, zbawił. Sam z entuzjazmem przywitałbym go w Milanie, czyli klubie zasłużonym, lecz upadłym – jak Borussia, którą przejął w przeszłości. Ale nie mam złudzeń, niemiecki trener podejmie zapewne zupełnie inne wyzwanie – wyniesienia na sam szczyt firmy, którą stać na wszystko. Mówił zresztą, że chce znać język kraju, w którym będzie pracował. Znaczy – kierunek Anglia.

Jednak reakcje na Twitterze ponownie uzmysłowiły mi, że wielcy trenerzy coraz częściej szarpią za kibicowskie emocje jeszcze silniej niż wielkie gwiazdy boiska, że coraz więcej fanów podpisuje sukcesy najpierw nazwiskami szkoleniowców, a dopiero potem – ich podwładnych. Kloppa lud zwyczajnie kocha. Na zabój. Ciekawe, czy to uczucie przetrwa, jeśli weźmie klub obrzydliwie bogaty, być może należący do egzotycznych właścicieli – reprezentujący wartości, z którymi jako boss dortmundzki walczył.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s