Siedmioro wspaniałych Ligi Mistrzów

Żyjemy w czasach bez precedensu. Niemal cała futbolowa władza skumulowana w nogach dwóch superpiłkarzy, w głowach dwóch supertrenerów, na kontach trzech superklubów. Od nazwisk pierwszych już was mdli, bo Messi i Ronaldo zmonopolizowali i plebiscyt Złota Piłka, i rankingi strzelców w Lidze Mistrzów. Guardiolę oraz Mourinho umieszcza się w tabelach rzadziej, ale obaj wyrośli na symbole, obaj ucieleśniają radykalnie odmienne filozofie wyznaczające bieguny myślenia o piłce nożnej, obaj wywołują sekciarskie wręcz uwielbienie swoich zwolenników, którzy toczą ze sobą nieustającą wojnę nie tyle o to, który guru wybitniejszy, ile dla udowodnienia, że tamten drugi to pętak, nie nadaje się, ma więcej szczęścia niż rozumu.

Kilka tygodni temu obsobaczany był Portugalczyk, od wczoraj obelg wysłuchuje Katalończyk – niektórzy już go wylali z roboty – ale jeśli zerknąć na obsadę półfinałów Champions League w minionych sezonach, to widać, że wśród trenerów znaczą w niej niemal tyle, ile wśród piłkarzy Messi oraz Ronaldo. Do ekskluzywnego kwartetu wchodzili w pięciu z sześciu edycji, dominują totalnie:

Pep Guardiola, Jose Mourinho, Carlo Ancelotti

Jeszcze bardziej uderzająco wygląda tabela zwycięskich klubów. Tu elitę elit wyrażaną pięcioma półfinałami w sześciu edycjach LM tworzą aż trzy marki. Reszta to raczej resztka. Borussia 2013, Atlético 2014 oraz Juventus 2015 dodają rozgrywek pikanterii i podmuchu nowości, ale generalnie oligopol trzyma się mocno, przed kolejną edycją znów będą zapewne faworytami ekspertów i bukmacherów:

Real Madryt, FC Barcelona, Bayern Monachium

Barcelona, Bayern i Real – na wszelki wypadek stosuję kolejność alfabetyczną – to drużyny przeżywające swoje belle époque, które od lat w kryzysy popadają wyłącznie w dyskusjach na internetowych forach, bo tam obowiązuje przeświadczenie, że przegrany półfinał oznacza zawalenie się świata. Przeświadczenie zrodzone być może przez specyficzne okoliczności – współczesne superkluby są potężniejsze niż najsilniejsze kluby z przeszłości, więc fani ledwie kilka razy w sezonie doświadczają autentycznych, rozrywających żyły emocji. I te pojedyncze mecze przysłaniają wszystko, co dzieje się wcześniej oraz później. A każdy rywal spoza grona superklubów karleje do bezimiennego statysty. Tak bogata ta nowoczesna piłka, a tak uboga.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s