By pojąć kuriozalność osławionej ordynacji wyborczej w FIFA, trzeba wymierzyć lunetę w wysepkę o ujmującej nazwie Montserrat, która nie należy do ONZ ani nawet nie jest samodzielnym państwem – to terytorium podległe Wlk. Brytanii – ale tzw. rodzina piłkarska traktuje ją jako pełnokrwistego krewnego, z siłą głosu równą głosowi Brazylii czy Niemiec. A żeby zrozumieć ducha FIFA, trzeba spojrzeć na 200-kilogramowe cielsko niejakiego Chucka Blazera. Mój felieton do poniedziałkowego magazynu „Gazeta Sport.pl Ekstra” przeczytacie tutaj.