Twitter rozżarzył się jak podczas finału Ligi Mistrzów czy mundialu, ale tym razem nie podzielił się na wygranych i przegranych. Triumfują wszyscy, bo w sensacyjnej dymisji Seppa Blattera widzą zwycięstwo piłki nożnej.
Jako sekretarz generalny współrządził FIFA od 1981, a jako prezes od 1998, po piątkowej reelekcji miał utrzymać funkcję co najmniej do 2019 roku. Wydawał się nietykalny, a my skazani na jego dożywotnią władzę, bo choć afery korupcyjne wybuchały wokół niego notorycznie, to samego Szwajcara nikt za rękę nie złapał, a w krajach biednych i bardzo biednych cieszy się obłędną popularnością, gwarantującą miażdżącą większość głosów w wyborach. Dzisiaj przyjął jednak potężny cios, bo jego najbliższy współpracownik Jerome Valcke jest podejrzany o uczestnictwo w łapówkarskim procederze przy przyznawaniu RPA prawa do organizacji mundialu.
Czy Blatter zrezygnował, ponieważ wie, że ścigający działaczy śledczy przyjdą wkrótce również po niego? Albo – że w najbliższych dniach wśród jego podwładnych zdemaskowani zostaną kolejni przestępcy i nie będzie w stanie się dłużej bronić? Decyzję podjął dla siebie traumatyczną, bo FIFA była dla niego całym życiem – to pracoholik, który nawet w weekendy ruszał do biura o świcie – i wierzył, iż wypełnia ważną misję, zupełnie serio zabiegał o przyznanie mu Pokojowej Nagrody Nobla. Dlatego powinniśmy się spodziewać, że niebawem na kibicowskie głowy wyleje się jeszcze sporo szamba z półświatka działaczy. I wskutek działań wymiaru sprawiedliości, i przez opublikowanie pełnego raportu Michaela Garcii, amerykańskiego specjalisty od międzynarodowego terroryzmu, bezpieczeństwa narodowego i tropienia kryminalnych czynów białych kołnierzyków, którego FIFA uczyniła prokuratorem niezależnej komisji etycznej, a potem efekty jego pracy utajniła.
Pozostaje tylko pytanie, czy nowy prezes ten raport ujawni. Na razie nie wiemy nawet, kto nim zostanie – faworyci to Michel Platini i jordański książę Ali – a nie istnieją żadne przesłanki, by mieć pewność, że zmiana personalna przyniesie radykalną zmianę obyczajów. Pamiętajmy, że Blattera nie obaliło środowisko piłkarskie, lecz ludzie z zewnątrz, a wielu członkom FIFA obecny system odpowiada. Kiedy napisałem wyżej, że po ustąpieniu Szwajcara triumfowali „wszyscy”, to przesadziłem – triumfowali tylko kibice i komentatorzy z bogatego świata zachodniego.
Jaki stosunek do korupcyjnych skandali mają daleko od Warszawy czy Lozanny, zobaczyliśmy kilka dni temu w Port of Spain, stolicy Trynidadu i Tobago, gdy celę opuszczał – wpłacił 395 tys. dolarów kaucji, czeka go ekstradycja do USA – były wiceprezes FIFA Jack Warner, czyli recydywista umoczony w afery od lat. Pod aresztem czekał na niego tłum fanów (także przyjaciół polityków), którzy klaskali, śpiewali o jego wielkości, a następnie zorganizowali imprezę na jego cześć. Dla nich jest bohaterem narodowym, jednym z najsławniejszych Trynidadczyków na świecie. Wierzą, gdy mówi o neokolonialnym spisku wymierzonym w biedne kraje, i ze zrozumieniem kiwają głowami, gdy tłumaczy, że nie wstydzi się pobytu w więzieniu, bo za kratami siedzieli też Nelson Mandela i Mahatma Gandhi. Czy z tej atmosfery może wyłonić się ktoś, kto w FIFA będzie parł ku oczyszczeniu?
Niewykluczone nawet, że Blatter wcale nie zniknie z futbolu. Rosyjski parlamentarzysta Aleksandr Sidiakin napisał dziś na Twitterze, że „zawodowiec z takim doświadczeniem będzie mile widziany w rosyjskiej federacji” podczas przygotowań do mundialu w 2018 r.