Ani jednego zwycięstwa w letnich sparingach. Ani jednego zwycięstwa w meczu o stawkę. Ani jednego znaczącego transferu. Co się dzieje z mistrzami Anglii?
Trwa lato dla Chelsea wyjątkowe. Odkąd została przejęta przez Romana Abramowicza, nie zdarzyło się, by rozpoczęła ligowy sezon od dwóch kolejek bez zwycięstwa. Nie zdarzyło się też, by biernie obserwowała szaleństwa konkurentów na rynku transferowym.
Owszem, właśnie rzuciła 25 mln euro na Babę Rahmana z Augsburga, ale to zaledwie wypełnienie rezerwowym lewym obrońcą pustki po innym rezerwowym lewym obrońcy zwróconym Atlético Madryt Filipe Luísie. Tak jak wypożyczony Radamel Falcao zastąpił rezerwowego napastnika Didiera Drogbę, a Asmir Begović wyręcza rezerwowego bramkarza Petra Čecha. Nie wzięła Chelsea nikogo, kto nadałby drużynie nowy wymiar. Skutek widzieliśmy już w inauguracyjnej kolejce: tylko Jose Mourinho wystawił jedenastkę z minionego sezonu, bez drobnego choćby retuszu. Taki bezruch na szczytach futbolu niemal się nie zdarza.
Dla trenera londyńczyków też trwa lato bezprecedensowe. Ściślej: bezprecedensowo ponure. Dotąd mu się nie zdarzyło, by jego drużyna nie wygrała siedmiu meczów z rzędu – a teraz Chelsea najpierw nie uporała się towarzysko z New York Red Bulls, Barceloną, Paris Saint-Germain i Fiorentiną, potem uległa Arsenalowi i zremisowała ze Swansea, aż w niedzielę oberwała 0:3 od Manchesteru City. Nie zdarzyło mu się też wcześniej przegrać z Arsene’em Wengerem, choć mierzył się z nim 13 razy. Nie zdarzyło się wreszcie Mourinho – odkąd krąży po wielkich firmach – wytrzymać lata bez wydania dziesiątek milionów na transfery.
Nawet blisko 35-letni John Terry, który w futbolu przeżył więcej niż wszystko, doświadczył czegoś nowego. Oto kapitan i wielbiony przez kibiców wychowanek klubu, w ubiegłym sezonie obecny na boisku przez pełne 3420 minuty sezonu ligowego, nie wyszedł w niedzielę na drugą połowę. Trener wyjaśnił, że w oczekiwaniu na kontrataki Manchesteru City wymienił obrońcę najwolniejszego na najszybszego (Kurt Zouma), ale jego decyzja pozostała zdumiewająca. Terry’ego prowadził w 176 meczach i nigdy wcześniej nie zdjął z boiska nawet na chwilę, w dodatku obok najlepszego obrońcy ligi w poprzednim sezonie biegał Gary Cahill – teoretycznie lepszy kandydat do zmiany, która uchodzi za gest radykalny, świadczący o skrajnym braku zaufania, niekiedy odbierany jako poniżenie. Czyżby zatem Mourinho spektakularnie demonstrował zwierzchnikom potrzebę wzmożonej aktywności transferowej, co sugerują niektórzy angielscy komentatorzy?
Zaskakująca była też decyzja, by piłkarze Chelsea – dostali dłuższe wakacje, na razie nie są w perfekcyjnej dyspozycji atletycznej – poszli z rozpędzonym, jak przekonaliśmy się w pierwszej kolejce, Manchesterem City na otwartą wymianę ciosów. Mourinho dał się już jednak poznać jako trener, który potrafi tak dobrać taktykę na mecz, żeby przesłać komunikat szefom. Piłkarzy Realu pchnął swego czasu do frontalnego ataku na zjawiskową Barcelonę Pepa Guardioli. A gdy Barcelona ukarała ich śmiałość pięcioma golami, udowodniła tym samym, że wbrew preferencjom pięknoduchów z Madrytu należy z nią grać defensywnie i zachowawczo.
Mourinho obiecuje, że londyńczycy wkrótce ożyją, ich słabszą formę tłumaczy właśnie opóźnionymi przygotowaniami do sezonu. Jego słowa odzwierciedlają obrazki z boiska – Eden Hazard porusza się jak na swoje standardy wprost ślamazarnie, Cesc Fabregas na długie minuty wręcz znika, Branislav Ivanović wirował wokół własnej osi w pojedynkach i z Jeffersonem Montero, i z Raheemem Sterlingiem. Pytanie, czy poniesione straty Chelsea zdąży nadrobić. Straty wielorakie: punktowe, psychologiczne (pomyślcie, jak natchnie niedzielny triumf piłkarzy City!), a także wynikające z bierności transferowej. Kupować można wprawdzie jeszcze dwa tygodnie, ale lepiej to robić wcześniej, instalowanie piłkarzy w nowej drużynie też trwa. W ubiegłym roku kluczowe transfery Mourinho finalizował w połowie lipca (Fabregas) lub wręcz w połowie czerwca (Diego Costa). Ostatniego dnia lata dołożył jedynie Loica Rémy’ego, któremu zamierzał przeznaczyć rólkę trzeciego w hierarchii napastnika.
Kiedy szefowie klubu cierpią na transferowe ADHD, mówi się, że drużynie brakuje stabilizacji – niezbędnej, by piłkarze mogli się poznać, wypolerować na połysk schematy gry, wyuczyć się bezsłownej współpracy na boisku i poza nim. Jednak równie groźna bywa druga skrajność, czyli nadmierna stabilizacja. Jeśli do szatni nie dopływa świeża krew, drużynie nie tylko zaczyna brakować inspiracji, ale także zdolności do zaskakiwania przeciwnika. Jej gra staje się przewidywalna, nie zmusza rywali do rozwiązywania nowych problemów, lecz podsuwa im te, z którymi już się zetknęli.
To zagrożenie dla Chelsea, która staje się jednowymiarowa. Żyje z bardzo mocnej podstawowej jedenastki, pozbawionej jednak w rezerwie kogokolwiek zdolnego odmienić jej styl. Co więcej, w środku ataku aż trzęsie się od niepewności – do przewlekle schorowanego Costy (w ubiegłym sezonie wytrzymał tylko 60 proc. czasu gry) dołączył Falcao, inny piłkarz zagadka, który od roku bezskutecznie wraca po zerwaniu więzadeł. Brawurowy pomysł, nietypowy zwłaszcza dla Mourinho, który ryzyka nienawidzi.
Paradoks polega na tym, że londyńczycy od lat dysponują najbogatszymi zasobami ludzkimi w szeroko pojętej europejskiej czołówce. Podpisują mnóstwo kontraktów, wypożyczają młodych, mają nawet w lidze holenderskiej przechowalnię – Vitesse – w której zdolni mają dojrzewać. Zarazem jednak wydłuża się lista nazwisk w Chelsea skreślonych, a piękniejących gdzie indziej, jak Kevin De Bruyne, Romelu Lukaku, Juan Mata, André Schürrle czy Mohamed Salah. I niewykluczone, że ich los podzieli kolejny gracz ofensywny – Juan Cuadrado. Odkąd Mourinho wrócił do Chelsea, nie wylansował na europejską gwiazdę nikogo (może poza Nemanją Maticiem) – polega na ludziach ukształtowanych w innych klubach (Thibaut Courtois, Fabregas, Costa) oraz tych, których zastał (od Terry’ego po Hazarda). On nigdy nie był wychowawcą w typie Wengera, działał raczej jak dowódca sił specjalnych, który werbuje wyłącznie wyczynowców. Jeśli zatem Abramowicz nie sypnie milionami, Mourinho czekają wyzwania, jakich jeszcze nie miał.