No i znamy pełen skład Ligi Mistrzów w sezonie 2015/16. Tym razem jako debiutanci pobawią się w niej Kazachowie, awansowali też piłkarze Malmoe. A my jak zwykle znaleźliśmy dobry powód, żeby się nie udało. Tym razem pojęczeliśmy, że losowanie było pechowe.
Kiedy przed kilkoma laty do LM wepchnęła się Żilina – słowacki klubik z budżetem na poziomie średniaka naszej ligi – kombinowałem zdesperowany, co by się stało, gdyby prezes Legii – przecież bogatszy – wykupił ją wcześniej w całości. Wykupił i przeniósł do Warszawy. Znaczy najpierw wylał z roboty wszystkich zatrudnionych u siebie w drużynie seniorów i przy niej, a następnie zastąpił ich piłkarzami z Żyliny (całą kadrą, od pierwszego do 25. nazwiska), jej trenerem, jego asystentami, specjalistami od przygotowania fizycznego, masażystami, może nawet lekarzami etc. Byle pozbyć się ostatnich złogów nadwiślańskich, cynicznie wykorzystując nielubianą zasadę, że sukces w futbolu zwyczajnie się kupuje.
Dopadlibyśmy wówczas wreszcie tej przeklętej LM? A może byłoby jak zwykle, może panoszy się tu niewykryty wirus, który kładzie każdego, kto usiłuje wleźć do elity pod polskim szyldem?
Jak wiadomo, udaje się już prawie wszystkim. A nawet jeśli się nie udaje, to nie udaje się w ładniejszym stylu niż Polakom. Dzisiaj bramę Champions League wyważyli Kazachowie, do ostatniej rundy dobijali się do niej Albańczycy, a także nasi byli ligowcy, którzy uszli na Cypr – Semir Stilić (takiego gola załadował) oraz za słaby na Legię Inaki Astiz. Nasi odpadają wcześniej, choć teoretycznie dysponujemy wszystkim, co niezbędne – ludnością rozmnożoną do ponad 38 mln obywateli oraz jej miłością do futbolu, gwarantującą klubom okazałe przychody. Jeśli nawet nasi kopacze czy trenerzy nieodwracalnie i beznadziejnie nie umieją, to prezesi mogą teoretycznie sukces kupić gdzie indziej. Wystarczy się schylić.
Reforma Michela Platiniego, która miała naszym klubom skrócić drogę do Champions League, paradoksalnie obnażyła ich rozpaczliwą nieudolność. Skompromitowała strategię obronną polegającą na lamentowaniu, że pieniędzy mało. I drogę do elity wręcz wydłużyła – odkąd istnieje nowa formuła eliminacji, mistrzowie Polski ledwie dwukrotnie przetrwali do ostatniej rundy. Na siedem prób.
A ja od lat aktualizuję mapę z zamalowanymi na biało krajami z naszego kontynentu, których mistrzowie awansowali do LM od czasów Widzewa Łódź, naszego ostatniego tam przedstawiciela (następnego lata będziemy obchodzić 20. rocznicę). Mapę oskarżenie. Mapę, na której wzdłuż Wisły zieje gigantyczna czarna dziura.
Wiem, że wielkością populacji nie wygrywa się meczów, ale poniższa lista działa na wyobraźnię. I skłania do refleksji. Oto 30 najludniejszych państw Europy (zrzeszonych w UEFA), a wśród nich wyróżnione pogrubioną czcionką te, które od 1996 roku Ligę Mistrzów też znają wyłącznie z telewizji. Są takie trzy: