Rozbłysnął w lidze włoskiej jako nastolatek, ale gdy zgasł, to na dwa sezony niemal zniknął. Aż w miniony weekend został bohaterem Empoli. Czy Polacy polecą na Euro z rozgrywającym z wizją?
Czekamy na niego wieczność. Zdarzali się nam ostatnio bramkarze, obrońcy, defensywni pomocnicy czy skrzydłowi wysokiej klasy europejskiej, ostatnio objawił się nawet wybitny napastnik. Porządnego rozgrywającego reprezentacja nie miała jednak od czasów Mirosława Szymkowiaka, który kopał dla kraju przed dekadą. We wrześniowym meczu z Gibraltarem symboliczną „10” miał na plecach żółtodziób Bartosz Kapustka.
Nadzieja zatliła się, gdy wiosną 2013 r. w Udinese zadebiutował – przed 19. urodzinami! – Piotr Zieliński. Błyskawicznie wtargnął do podstawowego składu, miewał asysty, sprowokował trenera Francesco Guidolina do obwieszczenia narodzin gwiazdy i westchnienia, że drużyna cierpiąca na brak klasycznego rozgrywającego odkryła we własnej szatni następcę Alexisa Sáncheza. Kariera Zielińskiego przebiegała modelowo – wysłannicy z Udine wypatrzyli go w Zagłębiu Lubin jako juniora, nigdy więc nie zagrał w polskiej lidze, za to trafił do renomowanej wytwórni talentów, która umie i wydobywać diamenty, i szlifować je na brylanty, i obławiać się na aukcjach. Za wspomnianego Chilijczyka wyciągnęli od Barcelony 38 mln euro.
Kiedy jednak w następnym sezonie Polak zgasł, niemal całkiem zniknął. Siedział albo w rezerwie, albo na trybunach (uciułał raptem 125 minut w Serie A!), latem ubiegłego roku został wypożyczony do prowincjonalnego Empoli i tam też nie umiał się wyrwać z rólki piłkarza wchodzącego na boisko w końcówkach, który gra bezbarwnie, zbyt często bywa wręcz bezużyteczny. Dwie asysty w sezonie to nędzny bilans dla rozgrywającego.
Ożył Zieliński dopiero po letniej zmianie trenera. Marco Giampaolo ewidentnie na niego stawia, niedawno znalazł mu też nową pozycję – w środku pola – na której częściej dotyka piłki, najczęściej w drużynie wprowadza ją w strefę ataku, kreuje najwięcej szans bramkowych. Widać, że odzyskał śmiałość, pod nieobecność zdyskwalifikowanego Riccardo Saponary chętnie wchodzi w korki lidera. Akcje ofensywne nie tylko rozpoczyna (różnorako, ucieka także na skrzydło, by dośrodkować), ale też finalizuje strzałem. W sobotę strzelił Genoi gola i miał asystę, obwołano go bohaterem meczu.
– Nowa rola mu się przysłuży, bo on musi się wzmocnić fizycznie, poprawić wydolność – mówi Zbigniew Boniek. – Najważniejsze jednak, że zaczął regularnie grać, bo przypomnę, że trener Nawałka powoływał Zielińskiego, gdy ten prawie w ogóle nie wchodził na boisko. Wierzę w niego, bo jemu w głowie tylko piłka, nie ma tu zagrożenia, że za bardzo lubi dyskoteki albo inne przyjemności. Niczego nie zawalił przez słabą mentalność, ten gorszy okres uważam za typowy dla chłopaka tak młodego. Przecież to rocznik 1994, on wciąż mógłby wystąpić na młodzieżowym Euro 2017, które odbędzie się w Polsce! Szkoda tylko, że już drugi rok spędza na wypożyczeniu, o rozwój takich zawodników kluby nie dbają, bo to nie ich kapitał. A we Włoszech są setki zawodników przerzucanych z adresu pod adres. To załamuje kariery.
Prezes PZPN ma rację, Zieliński rozegrał już w silnej lidze włoskiej 54 mecze. To dorobek imponujący, nawet jeśli Polak ponad połowę z nich rozpoczynał jako rezerwowy. Grzegorz Krychowiak, który przebył identyczną drogę – nigdy nie grał w naszej ekstraklasie, jako dzieciak wyjechał do Bordeaux – w jego wieku przyzwyczajał się dopiero do dorosłego futbolu na wypożyczeniach w drugoligowych francuskich Stade Reims i Nantes. A Jakub Błaszczykowski miał za sobą 30 meczów w barwach Wisły Kraków. U Zielińskiego pomimo kłopotów wszystko dzieje się szybciej.
Był też naturalnym kandydatem na rozgrywającego przyszłości w reprezentacji kraju. Dla Polski grał we wszystkich kategoriach juniorskich, zaraz po debiucie w seniorach – wtedy gdy rozbłysnął w Udinese – obiecująco wypadł w sparingu z Danią, który uświetnił zwycięskim golem. To o nim, dobrym dryblerze z umiejętnością podania przeszywającego defensywę, myśleliśmy jako przyszłym dostarczającym piłkę Robertowi Lewandowskiego, zanim stałym partnerem naszego supergwiazdora został Arkadiusz Milik. W eliminacjach Euro 2016 Zieliński jednak nie zaistniał. Cały jego udział sprowadza się do 24-minutowego epizodu w meczu z Gibraltarem, nie ukończył też tegorocznych sparingów z Grecją i Szwajcarią (został zmieniony w przerwie). W klubie nie grał lub grał mało, a trener Adam Nawałka nie lubi zmieniać składu, jeśli nie musi. Zależy mu, by wyselekcjonowana grupa grała ze sobą maksymalnie często i szlifowała na połysk schematy rozegrania akcji.
Piłkarza Empoli jednak powoływał, ten więc zgrupowań nie opuszczał, współtworzy kadrę. I gdyby selekcjoner znów chciał wystawić trzech środkowych pomocników – jak w rozstrzygającym awansie na Euro meczu z Irlandią, gdy urazu doznał Milik – to w Zielińskim znalazłby idealne rozwiązanie. Oczywiście w Zielińskim w formie z ostatnich tygodni. On przyzwyczaja się do gry właśnie na tej pozycji. I wszechstronnieje. Jeśli okaże się pojętny, będzie umiał odnaleźć się w większej liczbie sytuacji boiskowych. To mógłby być brakujący element Nawałki, którego drużyna cierpi czasami na niedostatek podań do przodu wykonywanych przez środkowych pomocników. Cały polski futbol tęskni za rozgrywającym z prawdziwego zdarzenia.