Z eliminacji Euro 2016 w kibicowską pamięć zapadnie nade wszystko bohaterstwo ofensywnego duetu Robert Lewandowski – Arkadiusz Milik, który bezpośrednio (strzałem lub asystą) zasłużył się dla 22 z 33 goli reprezentacji Polski i uczynił ją najskuteczniejszą na całym kontynencie. Jednak rozstrzygający o awansie dwumecz, ze Szkocją w Glasgow i z Irlandią w Warszawie, wyłonił także obiecujący defensywny tercet. Z gatunku takich, o których zwykło się wzdychać, że „powinien być z nich pożytek na lata”.
Pochodzą z odmiennych światów, ale sporo ich łączy. Grzegorz Krychowiak urodził się w 1990, Kamil Glik w 1988, a Michał Pazdan w 1987 roku, więc reprezentują to samo pokolenie; wszyscy operują z dala od skrzydeł, w najściślejszym sensie odpowiadając za bezpośrednią ochronę polskiego pola karnego (choć dwaj pierwsi lubią też atakować przy stałych fragmentach gry i zdobywać bramki w ważnych meczach); wreszcie wszyscy najmocniej przykuwają uwagę podobnymi walorami, czyli agresją, siłą i zdecydowaniem, dzięki którym już po pierwszym kontakcie na boisku zyskują u rywali respekt. A sami działają tak, jakby nie czuli przesadnego respektu dla nikogo.
Splot okoliczności sprawił, że na obecne zgrupowanie przybyli związani jeszcze jednym drobiazgiem. Niebagatelnym. Oto w miniony weekend Glik wyprowadził jako kapitan drużynę Torino, Krychowiak dostąpił identycznego zaszczytu w Sevilli, a Pazdan założył opaskę w Legii.
Oczywiście każdy przypadek jest tu inny, ani myślę zrównywać klubową pozycję czczonego na trybunach Glika z pozycją Krychowiaka, który jako lider sewilczyków debiutował, czy Pazdana, który zastępował nieobecnego kolegę, pamiętam też o różnicy między wybijaniem się w najsilniejszej w Europie lidze hiszpańskiej, a niewiele znaczącej w Europie naszej ekstraklasie. Wszyscy oni przypominają jednak, że reprezentację Adama Nawałki tworzą nie tylko jednostki wybitne jak na nasze standardy w sensie czysto futbolowym, ale także imponująco liczne osobowości w sensie mentalnym.
Glik, wiadomo – w 2013 r. został kapitanem najmłodszym w całej Serie A i jedynym zagranicznym obok Javiera Zanettiego, który wrastał w Inter Mediolan przez ponad dwie dekady. Krychowiak dochrapał się kapitańskiego stopnia po ledwie sezonie w Sevilli i jako pierwszy Polak w Hiszpanii. Wreszcie Pazdan, choć rywalizuje na zdecydowanie niższym poziomie, wyprowadził z szatni Legię w zaledwie dziewiątym ligowym występie w tej nie byle jakiej przecież firmie. I raczej wykluczamy tu przypadek (uwiódł akurat Stanisława Czerczesowa, trenera też w klubie nowego), skoro opaskę zakładał wcześniej i w Jagiellonii Białystok, i w Górniku Zabrze.
Słowem, najbardziej wrażliwe strefy boiska patrolują naturalni przywódcy, których trudno spłoszyć lub sobie podporządkować. Jeszcze jeden powód, by o obecnej reprezentacji Polski myśleć spokojniej niż o poprzednich. I mieć nadzieję, że tym razem na mistrzostwa nasi piłkarze nie polecą jako przygarbieni petenci, którzy przed wejściem na stadion nieśmiało pukają, zamiast wchodzić razem z bramą.