2015. Polski rok prawie idealny

Polscy piłkarze pożegnali go efektownym zwycięstwem nad Czechami 3:1. A rok był piękny, reprezentacja tak poprawiła swoją reputację, że zaczęła uchodzić za murowanego faworyta do wyjścia z grupy na Euro.

Najpierw gwałtownie protestowali kibice, którzy uznali, że zapłacili za bilety na drużynę narodową, a dostaną jej atrapę. Gdy selekcjoner ogłosił, że zgrupowanie przedwcześnie opuszczają gwiazdy – Robert Lewandowski i Grzegorz Krychowiak – co bardziej porywczy żądali zwrotu pieniędzy.

Jeśli jednak dotarli na stadion, musieli prędko złagodnieć. Bo Bartosz Kapustka uparł się, by zostać najbardziej zuchwałym debiutantem w historii reprezentacji. Gibraltarowi we wrześniu przyłożył golem po 11 minutach gry. Islandii w miniony piątek – po kilkudziesięciu sekundach. A wczoraj już w trzeciej minucie przeciął czeskie podanie i puścił się w kilkudziesięciometrowy sprint lewym skrzydłem, by dać asystę Arkadiuszowi Milikowi. Początek eksplozja. I wrocławskiego sparingu, i reprezentacyjnej kariery Kapustki, który nie obchodził jeszcze 19. urodzin. Nawet Lewandowski, pomimo gola strzelonego w debiuciu San Marino, rozkręcał się w biało-czerwonej koszulce wolniej.

Nie minął kwadrans, a Polacy strzelili Czechom kolejnego gola i choć potem pozwolili się przygnieść do pola karnego, choć irytowali rozgardiaszem w środku pola, to sparing był adekwatnym, przyjemnym podsumowaniem roku. Roku poplamionego ledwie jedną porażką (z mistrzami świata Niemcami). Roku, który przebiegał perfekcyjnie jak wczorajszy ponaddźwiękowy kontratak poprzedzający bramkę na 3:1.

Właściwie trudno wskazać cokolwiek, co trenerowi Adamowi Nawałce nie wyszło. Na Euro reprezentacja awansowała bez zbędnego stresu w barażach. Strzelała przeciętnie trzy gole na mecz, co imponuje nawet w skali historycznej – by odnaleźć bilans okazalszy, trzeba cofnąć się aż do roku 1975, który piłkarze Kazimierza Górskiego przeżyli niepokonani i ze średnią 3,27 bramki na spotkanie. Przełamali też Polacy serię remisów z poważniejszymi rywalami, w rozstrzygającej batalii o Euro wygrywając z Irlandią, a następnie rozbijając towarzysko Islandię (4:2) oraz Czechy. To też zupełnie nowa jakość – podwładni trenerów Leo Beenhakkera, Pawła Janasa i Jerzego Engela po zwycięskich eliminacjach odprężali się i wyglądali w sparingach coraz marniej, a po grupie Nawałki wcale nie widać, by mobilizacja zelżała, tym razem nikt nie myśli o wydawaniu okolicznościowych książek ani innym lansowaniu się przed kamerami.

Kadra konsekwetnie wzbogacała się też personalnie. Mijająca jesień to nie tylko wspomniane rozbłyśnięcie Kapustki, ale także przebudzenie 21-letniego Piotra Zielińskiego (wreszcie kandydat na rasowego rozgrywającego!) czy awans do podstawowego składu 20-letniego Karola Linetty’ego. Dlatego doczekaliśmy się reprezentacji jak na nasze standardy zdumiewająco kompletnej. O wyraźnych kształtach i tożsamości. Z klarowną hierarchią na wszystkich pozycjach. Otwartą na młodych zdolnych, a zarazem stabilną, przyjmującą wyłącznie nowych zasłużonych ciężką pracą w ekstraklasie. Z podstawową jedenastką bez nikogo, może poza Kubą Błaszczykowskim, u schyłku kariery. Z jedenastką, która nie musi polegać na piłkarzach osadzonych na co dzień w rezerwie – nawet zmarginalizowany w Dortmundzie Łukasz Piszczek rozegrał w tym sezonie dla Borussii aż 12 spotkań, nawet Kamil Grosicki, choć rozpoczyna klubowe mecze na siedząco, jako jedyny w Stade Rennes wystąpił we wszystkich kolejkach ligi francuskiej. Nawiasem mówiąc, ten ostatni przed Nawałką w 22 meczach dla Polski nie wbił ani jednego gola. A z Nawałką – nastrzelał sześć w 13 meczach.

Nikt w reprezentacji nie musi też rozpaczliwie szukać zimą klubu, by przetrwać do Euro, nikomu raczej nie grozi nagłe osadzenie w rezerwach. Spokój, jakiego nie było. Selekcjonerowi pozostaje tylko polerować detale, czuwać nad młodymi zagrożonymi uderzeniem wody sodowej (odwiedza ich w klubach regularnie), planować logistykę mistrzostw Europy.

Mistrzostw, na które Polacy nie polecą jako byle kto. Sami są sobie winni, i to nie tylko dlatego, że sezon zakończyli trzema wygranymi z rzędu – z trzema uczestnikami francuskiego turnieju.

Poprzedni rok, również popsuty ledwie jedną porażką, żegnaliśmy przyjemnie zdumieni, ale też nękani wątpliwościami, czy drużynę Nawałki aby na pewno stać na tyle, ile sugerował historyczny triumf nad Niemcami. Rok bieżący żegnamy już z reprezentacją cenioną na kontynencie, którą bukmacherzy w rankingu faworytów Euro 2016 lokują na dziesiątym miejscu, zaraz za Chorwacją. Tak, dzieje się niesamowite – przed grudniowym losowaniem nikt nie będzie marzył, by wpaść akurat na Polskę.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s