Gwałt

Ćwierknąłem już na Twitterze, ale chyba muszę wstukać kilka zdań również tutaj, jakoś mnie ta sprawa uwiera.

Kiedy byłem bardzo młodym dziennikarzem, pewien starszy redaktor – może to był Zdzisław Ambroziak, ale pewności nie mam – zwrócił mi uwagę, żebym w pisaniu o sporcie ograniczył lub wręcz unikał odwoływania się do metaforyki wojennej. Bo sport to zabawa i nie powinien budzić skojarzeń z ludzkimi tragediami. A jeśli nie przekonuje mnie argument etyczny, przekonywał mnie ów bardziej doświadczony kolega, to niech mnie przekona estetyczny, w końcu skojarzenia z polem bitwy to środek wyrazu najbanalniejszy z możliwych.

Na zawsze zostały mi te rady w pamięci i wpłynęły na mój język, choć nigdy całkiem się do nich nie zastosowałem. Pisałem o „nalotach dywanowych” rzadziej, ale mimo wszystko pisałem, prędko doszedłem bowiem do niezbyt kontrowersyjnego wniosku, że kojarzymy piłkę nożną nie tyle z zabijaniem jako takim, lecz z ogólniejszą batalistyką. Że mecz naprawdę przypomina bitwę; że skoro na bramkę się „strzela”, to trudno uciec od „bombardowania”; że niektóre drużyny walczą jak żołnierze, wspomnijmy choćby podwładnych Diego Simeone, toż to wykapane psy wojny.

Odkąd jednak po internetach rozpleniło się nazywanie efektownego, wysokiego zwycięstwa „gwałtem”, i ja przeszedłem na pozycje nadwrażliwca. Nie wiem, czy rosnącej popularności tego określenia winna jest temu kultura porno – bezdyskusyjnie najpopularniejszego gatunku filmowego na świecie – czy ogólne zwyrodnienie języka, w każdym razie odbieram tę metaforę jako najobrzydliwszą wśród wszystkich piłkarskich. I nie ma tu mowy o „gwałcie” w rozumieniu „przemocy”. Porównanie przyszło z innych języków, w których nie ma wątpliwości („rape”), w dodatku nierzadko zostaje rozbudowane do „gwałtu zbiorowego”, pojedynczy najwyraźniej przestaje już wystarczać.

Nie mam pojęcia, jak spektakularny futbolowy popis może wywoływać skojarzenia ze zbrodnią – aż strach pomyśleć, że mogą się na nie natknąć prawdziwe ofiary – zresztą sądzę, że mnóstwo kibiców powtarza metaforę bezrefleksyjnie. I nawet nie zauważają, jak tępią własną wrażliwość i jak zohydzają język rozmawiania o sporcie. To dla tych nielicznych niniejsza notka – zdaję sobie sprawę, że naiwna.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s