Skok na igrzyska w Rio

siatkówka, piłka do siatkówki

To się może wydarzyć tylko w siatkówce. Polacy są mistrzami świata, a niepokoimy się, czy awansują na turniej olimpijski. Eliminacje rozpoczynają wtorkowym meczem z Serbią.

Gdyby siatkarze mieli w Berlinie napaść na pociąg, a nie grać, pociąg byłby opancerzony, pędziłby jak opętany i miałby uzbrojoną po zęby eskortę. Zaproszenie do Rio otrzyma tylko zwycięzca kwalifikacji, a zabiegają o nie wszyscy najznaczniejsi: mistrzowie świata Polacy, mistrzowie olimpijscy Rosjanie, mistrzowie Europy Francuzi. Gdzie indziej to nie do pomyślenia (wystarczy choćby sprawdzić obsadę turnieju koszykarzy w Rio), ale siatkówka od lat króluje w wymyślaniu kuriozalnych regulaminów. Czasem nakłaniających drużyny do przekrętu, czasem zwyczajnie wypaczających rywalizację.

A przede wszystkim wyrażających pogardę dla zdrowia siatkarzy. Tak jest i teraz, gdy uczestnicy kwalifikacji zostali wyrwani z rozgrywek klubowych (krajowych i europejskich) i zmuszeni do walki niemal bez przygotowań. Dlaczego olimpijskich przedstawicieli Europy nie mogły wyłonić październikowe mistrzostwa kontynentu, skoro turniej berliński to właśnie kalka mistrzostw kontynentu, tyle że nieco okrojona? To wiedzą jedynie działacze, którzy w dodatku sprawili, że najbardziej wyeksploatowani są teoretycznie najlepsi, czyli rywalizujący wszędzie: w Lidze Światowej aż po fazę finałową, w Pucharze Świata czy we wspomnianych ME.

Jak Polacy. Oni rozegrali w ubiegłym roku 31 meczów o stawkę. Ich wtorkowi rywale Serbowie – 21. Czwartkowi rywale Belgowie – 18. Piątkowi rywale Niemcy – 13. Biało-czerwoni uchodzą w tym gronie za bezdyskusyjnych faworytów, co dość naturalne, skoro po triumfie na mundialu zajęli czwarte miejsce w LŚ, a potem w fantastycznym stylu frunęli przez PŚ, na najniższy stopień podium spadając dopiero w ostatniej kolejce po jedynej na imprezie porażce z Włochami. Ale czas nastał taki, że ostrożność należy zachować właściwie przed każdym meczem.

Bo czołówka się rozszerzyła i ścieśniła zarazem – większość decydujących o medalach meczów Polaków rozstrzygają tie-breaki. Bo jedyny w minionym roku mecz z Serbią (w turnieju finałowym LŚ) siatkarze Stéphane’a Antigi przegrali (oczywiście 2:3, w ostatniej partii było 13:15). Bo po sezonie reprezentacyjnym rozstawali się w koszmarnych nastrojach, z ME uciekali po traumatycznym ćwierćfinale ze Słowenią (przegrali oczywiście 2:3, w ostatniej partii było 14:16). I niosąca ich miesiącami pewność siebie mogła, a może nawet musiała ulecieć.

Przywoływanie meczów, w których o wynikach przesądzały drobiazgi, ma sens, bo nikt dzisiaj nie wie, jak poturbowani psychicznie i fizycznie siatkarze zachowają się w chwilach krytycznych. W dodatku wątpliwości dotyczą zawodników kluczowych. I prowadzącego grę Fabiana Drzyzgi, który po utracie wsparcia arcydoświadczonego Pawła Zagumnego stracił spokój i równowagę, swoją postawą niepokoił już podczas LŚ, a podczas ME sprowokował trenera Antigę do publicznego ogłoszenia, że naczelnym problemem reprezentacji jest właśnie rozegranie. I atakującego Bartosza Kurka, najpierw najrzadziej schodzącego z boiska w reprezentacji Polski, a potem zmuszonego do permanentnego uwijania się nad siatką w klubie z powodu kontuzji Joachima Schöpsa.

Jego pech przypomina, że kłopoty do Berlina przywieźli niemal wszyscy (u Niemców zabraknie skrzydłowego Roberta Kromma). A największe – w sensie ścisłym, bo mierzą 218 cm – spadły na Rosjan, których opuścił (oficjalnie z powodów rodzinnych) Dmitrij Muserski obwołany już przez prezesa tamtejszej federacji zdrajcą. Oni też przeżyli potworny rok 2015, bo klęski ponosili wszędzie: od LŚ (11 porażek z rzędu), przez PŚ (poza podium, olbrzymia strata do liderów), po ME (ćwierćfinałowe 0:3 z Włochami), a jednocześnie również rozegrali mnóstwo meczów (28).

Dlatego faworytami kwalifikacji są Francuzi. Oni nie naskakali się w PŚ (w całym roku rozegrali tylko 22 spotkania), a w LŚ oraz ME zdobywali złoto i teraz narzekają co najwyżej, że ostatnio brakowało im trochę sparingów, by wypolerować współpracę. U nich jako jedynych w ścisłej czołówce niemal wszyscy reprezentanci grają w ligach zagranicznych, w dodatku są rozrzuceni po świecie, od Polski i Niemiec, przez Włochy, po Turcję. Francuzom nasi siatkarze również w jedynym ubiegłorocznym meczu ulegli. Oczywiście 2:3, w ostatnim secie półfinału LŚ było 15:17…

Żeby zatem awansować w tym tygodniu do Rio, trzeba dokonać wyczynu naprawdę doniosłego, na miarę złota ME. I prawdopodobnie trudniejszego niż skok na podium podczas samych igrzysk. Nade wszystko trzeba jednak w Berlinie przetrwać, czyli zająć tam co najmniej trzecie miejsce. Srebrni i brązowi medaliści polecą bowiem w maju na interkontynentalne eliminacje w Tokio, które reprezentacjom z Europy – każdym – przegrać będzie już bardzo trudno.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s