Legia igra z ogniem

Legia Warszawa, Nemanja Nikolic

Takie już mamy futbolowe potęgi, że wczoraj Legia panoszy się po transferowym rynku jak Bayern, a dzisiaj nie mamy pewności, czy jutro nie zachowa się jak prowincjuszka.

W ewentualnej sprzedaży Nemanji Nikolicia nie oślepia mnie blask przytulonych 4 mln euro, majaczą mi się raczej przed oczami kolejni Masłowscy i Vranjesy, na których warszawiacy te pieniądze przeputają. Ale przede wszystkim widzę tutaj beztroskie oddanie bezapelacyjnie najlepszego piłkarza całej ligi, gdy krótkoterminowym – i prestiżowym, klub obchodzi stulecie istnienia – celem Legii pozostaje wygranie tej ligi. Widzę oddanie najlepszego piłkarza po zaledwie pół roku gry, co w poważnych firmach z ambicjami zwyczajnie się nie zdarza. I przedłużanie permanentnej destabilizacji drużyny, która co kilka miesięcy albo wypuszcza lidera (Miroslav Radovic), albo traci innego lidera (Ondrej Duda był jesienią obecny na Łazienkowskiej tylko ciałem), albo wymienia trenera etc.

Wiem, stołeczny klub już podebrał Lechowi atakującego Hämäläinena, rozgląda się za granicą, zaraz jeszcze import zintensyfikuje. Ale skuteczność także znacznie kosztowniejszych transferów niż legijne jest niziutka, wystarczy przejrzeć listę najdroższych piłkarzy w historii – nawet na szczycie sięga ona najwyżej 50 proc. Zawodnik, który już w drużynie jest i gra znakomicie, to mniejsze ryzyko, niż piłkarz, którego do drużyny trzeba dopiero wkomponować, i to natychmiast. Zwłaszcza dla klubu dopiero uczącego się skautingu. A Nikolic to człowiek o niewiarygodnym wpływie na wynik, ofensywę wręcz zmonopolizował – jesienią strzelił 21 z 42 ligowych goli, nikt inny w drużynie nie trafił choćby cztery razy.

Jeszcze raz.

Zimą 2015 r. Legia oddała swego najlepszego piłkarza Radovicia i choć w tzw. ekstraklasie miała wówczas trzy punkty przewagi nad wiceliderem, przegrała potem walkę o tytuł.

Zimą 2016 r. Legia oddaje (?) swego najlepszego piłkarza Nikolicia, choć w tabeli traci pięć punktów do lidera, a tytuł jest dla niej celem jeszcze istotniejszym.

To już w ogóle niepokojąca warszawska tradycja, przecież zimą 2012 r. uszli z Łazienkowskiej kluczowi gracze z każdej formacji – od obrońcy Marcina Komorowskiego, przez Ariela Borysiuka, po Macieja Rybusa. I tytułu oczywiście później Legia nie zdobyła.

Niewykluczone, że tym razem się uda, jej władza finansowa staje się w kraju absolutna. Ale z szerszej niż polska perspektywy wygląda to wszystko średnio. Dzieje się w Legii za dużo, za często, w zbyt poplątany sposób. Osławione porównywanie jej do Bayernu – królestwa równowagi, z polityką personalną najbliższą ideału – od początku brzmi nieszczęśliwie, a gdyby teraz, w momencie dla niej krytycznym, pozwoliła jeszcze wynieść się Nikoliciowi…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s