Liga wdeptuje do rezerw

Wisła Kraków, Śląsk Wrocław

Zanim odejdziesz z klubu, gorzko tego pożałujesz. O fatalnym, ale wiecznie żywym obyczaju w naszej piłce tym razem przypominają Wisła Kraków i Śląsk Wrocław.

Radosław Cierzniak ośmielił się podpisać kontrakt z Legią Warszawa – legalnie, na pół roku przed wygaśnięciem umowy z Wisłą – więc krakowski klub odsunął go od sparingu z Hajdukiem Split. A następnie, już po przeanalizowaniu sytuacji, postanowił rozciągnąć sankcje na całą wiosnę. Podstawowy dotąd bramkarz drużyny nie będzie z nią nawet trenował.

Wcześniej Flavio Paixao związał się z Lechią Gdańsk – też legalnie, na pół roku przed wygaśnięciem umowy ze Śląskiem – więc wrocławianie zesłali go do prowincjonalnych rezerw. A trener Romuald Szukiełowicz wpadł w furię i ostrzegł wszystkich piłkarzy mających prawo negocjować z innymi klubami, żeby pod żadnym pozorem nie postępowali jak portugalski napastnik.

Nietrudno się domyślić, co im grozi. Karne uziemianie zawodników przymierzających się do zmiany barw to proceder popularny w całej polskiej lidze – kiedy jesienią przedłużyć kontraktu z Jagiellonią nie chciał Filip Modelski, nie grał nawet w rezerwach – a akurat w Śląsku stał się wyjątkowo silną tradycją, pielęgnowaną przez niemal każdego zatrudnianego tam trenera. Kluby represjonują też piłkarzy, których chcą zmusić do zgody na obniżkę pensji lub rezygnacji z pracy, metody zależą tu tylko od wyobraźni i bezwzględności prezesów. Przemysław Trytko w tym samym Białymstoku swego czasu opowiadał, że zamiast trenować, musiał w klubie rozbierać choinkę i nosić meble. To już wręcz pogranicze mobbingu, definiowanego w polskim kodeksie pracy jako „działania lub zachowania dotyczące pracownika (…) polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu, wywołujące u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników”.

Szczególnie niepokojącym obyczajem jest jednak właśnie karanie tych, którzy sportowo zasługują na podstawowy skład lub uchodzą wręcz za gwiazdy i nie dali żadnego merytorycznego powodu, żeby ich degradować. Zgrzeszyli wyłącznie chęcią rychłej zmiany miejsca pracy. Jak zdrajca Cierzniak. I w najgorszym razie nie tylko przestają grać, ale też poważnie – albo w ogóle! – trenować. Na pół roku odbiera im się możliwość wykonywania zawodu.

A sportowcy pozostają aktywni na rynku pracy nie do 67. roku życia, lecz przez maksymalnie kilkanaście lat. Co więcej, pół sezonu nieróbstwa może wyraźnie wpłynąć na ich formę, czyli zdolność do wykonywania zawodu – w skrajnych przypadkach karierę hamuje lub wręcz załamuje. (Warto pamiętać, że przed 33-letnim Cierzniakiem być może ostatni poważny kontrakt w życiu). Oczywiście kluby niekoniecznie łamią przepisy, nie sposób przecież udowodnić trenerowi, że odsuwając podwładnego, nie kieruje się względami merytorycznymi, lecz na przykład zemstą. Ale utrzymują fatalne standardy. Fatalne i w poważnych ligach właściwie niespotykane, gdzie indziej zdarzają się co najwyżej ponure epizody – jak szantaż stosowany przed laty przez właściciela Udinese Giampaolo Pozzo wobec piłkarzy niechętnych do przedłużenia kontraktu na każde żądanie szefa, natychmiast po odmowie wyrzucanych na trybuny. Ewentualnie zdarzają się sytuacje podobne tylko pozornie – gdy trener Louis van Gaal wysyłał niedawno na banicję Victora Valdesa, hiszpański bramkarz był w Manchesterze United rezerwowym i miał odmówić gry w zespole młodzieżowym, czyli zbojkotować polecenie służbowe.

Tymczasem Cierzniak to bramkarz podstawowej jedenastki, który jesienią bronił doskonale i nie wyszedł spomiędzy słupków ani na chwilę. Jako jedyny w Wiśle i jeden z ledwie ośmiu piłkarzy w ogóle rozegrał w lidze pełne 1890 minut. A trener Tadeusz Pawłowski pytany w ubiegłym tygodniu przez dziennikarzy, czy rywalizacja o bramkę zaczyna się od nowa, odpowiedział stanowczo: „Nie, Radek bez dwóch zdań jest numerem jeden”.

Trudno ustalić, co właściwie zyskuje na represjach klub, może poza ewentualną złośliwą satysfakcją, że zaszkodzi graczowi uciekającemu do nielubianego konkurenta. Wiadomo natomiast, co klub traci – sportowo, finansowo, wizerunkowo. Wizerunkowo cierpi zresztą cała liga, wciąż kojarzona z prymitywnymi metodami zarządzania. Nie wspominając o etycznym wymiarze patologii, której nikt się nie wstydzi – przeciwnie, jest powszechnie akceptowaną normą.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s