Odyseja piłkarska 2016

Odyseja kosmiczna, piłka nożna

Nie wiem, czy polska piłka nożna wchodzi w nową erę – zrywamy z barbarzyństwem, niech nastanie cywilizacja – ale czuję się trochę jak na filmie Stanleya Kubricka. Wyszliśmy z jaskini, odrzucamy maczugę, maczuga zamienia się w statek kosmiczny. Zaczynamy posługiwać się trochę bardziej skomplikowanymi narzędziami.

Przybywa klubów rozwijających akademie i skauting; tzw. ekstraklasa zamawia zagranicznych audytorów, żeby kontrolowali jakość piłkarskiej edukacji; PZPN postanawia finansowo zachęcać do promowania w ligach młodych zawodników i ogłasza Narodowy Model Gry, czyli zalążek mitycznego „systemu szkolenia”, którego działacze latami lękali się jak wiejski proboszcz dżendera. Rewolucja.

Odkąd w 1998 roku zająłem się zawodowym pisaniem o futbolu, frustrowało mnie wszechpanujące w środowisku przeświadczenie, że o sukcesie – karierze piłkarza, zwycięstwie drużyny – rozstrzyga przypadek. Gdzieś ktoś akurat postawi na młodzież. Jakiemuś juniorowi trafi się mądrzejszy, bardziej zaangażowany trener. Inny młodzik urodzi się z talentem, którego nikt nie zdoła zniszczyć, a może po prostu jego właścicielowi uda się w porę uciec z nim za granicę. Kimś zaopiekuje się rozsądniejszy, uczciwszy agent. Jakiejś drużynie nie zaszkodzi taktyczna ignorancja trenera, bo piłkarze podniosą kiełbasy do góry i ogolą frajera. Kogoś ocali wyjątkowa determinacja, by rozwinąć się pomimo brzydkich okoliczności przyrody. A czasem wydarzy się cud o kształtach Lewandowskiego. W innych krajach obmyślali systemy i długofalowe strategie, a nasi zarządcy liczyli, że może tym razem się uda. Po co korzystać z wynalazków nowoczesnej medycyny, skoro można głęboko wierzyć, że pacjentowi się polepszy. Ciemnogród.

Dlatego piłka nożna rozwijała się w minionym ćwierćwieczu w Polsce wolniej niż inne dziedziny życia. Spoglądaliśmy w przeszłość – osławione tyrady Antoniego Piechniczka i jego intelektualnych wspólników – a konkurenci projektowali w przyszłość, więc byliśmy zacofani.

To się zmienia. Nie sposób na razie wyprognozować, czy data zaprezentowania Narodowego Modelu Gry przejdzie do historii jako przełomowa, ale mentalna rewolucja, choć skandalicznie spóźniona, już wybuchła. Nie chcemy dłużej zdawać się na przypadek, lecz sukces planować.

Medali mistrzostw świata i Europy nam to w żadnym razie nie gwarantuje. Zbieg okoliczności sprawił, że PZPN-owska uroczystość odbyła się akurat wtedy, gdy brutalne zderzenie z rzeczywistością przeżyli ci, którzy zasłużenie uchodzą za wybitnych specjalistów od planowania. Amerykanie.

Piłkarze USA, którzy wedle przyjętego u schyłku XX wieku harmonogramu mieli zdobyć złoto mundialu 2010, w eliminacjach do mundialu 2018 ulegli Gwatemali. I w tabeli leżą pod Trynidadem i Tobago. A kilka dni temu do igrzysk nie zakwalifikowała się – znów – ich kadra olimpijska.

Amerykanie teoretycznie mają wszystko. Strategię. Pieniądze. Nowoczesną medycynę sportową. Sponsorsko-merytoryczne wsparcie globalnych koncernów. Naukę. Obfite, wybaczcie wulgaryzm, zasoby ludzkie. Sprzyjającą dynamikę demograficzną – przybywa im obywateli hiszpańskojęzycznych, dziedziczących pasję do soccera, a nie futbolu amerykańskiego. Importowane z Europy know-how, ucieleśniane przez selekcjonera Jürgena Klinsmanna i jego współpracowników. Wspaniałą kulturę ogólnosportową.

A jednak w piłkę nie umieją. Nie wylansowali żadnej światowej gwiazdy ani choćby gwiazdki. Karierę wystrzelonego w kosmos już w dzieciństwie Freddy’ego Adu pokazowo schrzanili, pozwalając mu zbyt wcześnie grać z dorosłymi i przez to odbierając mu istotny etap edukacji. Wychowują silnych, solidnych graczy, którzy jednak wyglądają jak klony – wszyscy z jednej sztancy, pozbawieni właściwości. Liga wciąż służy europejskim weteranom za przyjemną przedemerytalną przystań, reprezentacja kraju biedzi się w niewygranych bądź przegranych meczach z Gwatemalą, Trynidadem i Tobago, Jamajką, Kostaryką, Panamą.

Tajemniczy przypadek USA uczy pokory, przypomina, że piłka nożna to jednak materia nieprzenikniona, to nie technologia rakietowa, w której zastosowanie konkretnych rozwiązań gwarantuje, że wahadłowiec oderwie się od ziemi i dotrze na orbitę, a potem stamtąd wróci. Na boisku nawet sportowe supermocarstwo może się zawalić.

Nam do statusu supermocarstwa daleko, a w futbolu przeżyliśmy ledwie jedną medalową dekadę. Być może, jak twierdzi wielu, właśnie dzięki pomyślnemu zrządzeniu losu, czyli wyjątkowemu pokoleniu graczy. Dlatego ja czułem się wręcz niewolnikiem tamtej epoki – ilekroć musiałem wysłuchiwać obrażających inteligencję westchnień naszych autorytetów, że „kiedyś piłkarzy wychowywało podwórko”, a „reprezentacja potrzebuje długich zgrupowań”, oraz pouczeń, że „Ebi Smolarek został w Holandii wyszkolony gorzej niż Błaszczykowski w Polsce”. Byliśmy niewolnikami przypadku.

Teraz nic się jeszcze konkretnego nie stało, NMG powinien zaledwie natchnąć do intensywniejszego namysłu nad takim zorganizowaniem piłki nożnej, by rozpoczynający treningi chłopiec pobierał wykształcenie umożliwiające konkurowanie na międzynarodowym rynku nie tylko jednostkom wybitnym. Ale za doniosłą uważam samą reorientację w myśleniu. Wreszcie mam wrażenie, że odwróciliśmy się plecami do przeszłości i spróbowaliśmy zerknąć w przyszłość.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s