Parada szczęściarzy na Euro 2016

reprezentacja Polski, Euro 2016

Jeszcze nigdy tak wielu polskich piłkarzy nie znaczyło tak wiele w klubach wielkich lig kontynentu. Na zgrupowanie w luksusowym hotelu Bryza w Juracie zjeżdżali we wtorek niemal wyłącznie reprezentanci po wspaniałym sezonie ligowym lub czekający na awans w karierze.

Adam Nawałka obwołał nadmorski obóz regeneracyjnym, bo ma on być wstępem do obozu właściwego, w bieszczadzkim Arłamowie. Piłkarze mają najpierw odetchnąć, a tym, których głowy zaprzątają ważne sprawy – zawodowe lub prywatne – selekcjoner pozwolił się nawet spóźnić. Byle głowy uwolnić od wszystkiego, co mogłoby zakłócić przygotowania do mistrzostw.

Na szczęście piłkarze raczej nie muszą wyrzucać z pamięci zmartwień. Przeciwnie, wnoszą do reprezentacji tyle sportowego powodzenia, ile nie miała ani nasza drużyna na MŚ 2002, ani na MŚ 2006, ani na Euro 2008, ani na Euro 2012.

Wyobraźmy sobie nawet, że Robert Lewandowski nie istnieje. W Juracie to o tyle łatwiejsze, że napastnik Bayernu przyleci dopiero do Arłamowa, po sobotnim finale niemieckiego pucharu, w którym zmierzy z Borussią Dortmund, klubem innego spóźnialskiego, Łukasza Piszczka.

Lewandowski, wiadomo – właśnie zdobył piąte w karierze mistrzostwo kraju, został też piątym w karierze ligowym królem strzelców (w Bundeslidze od czterech sezonów jest albo królem, albo wicekrólem). Ale przecież wokół niego w reprezentacji tłoczy się jeszcze cały tłum nie byle jakich snajperów, ewentualnie specjalistów od podrzucania podań, po których innym snajperom nie wypada nie zdobyć bramki. Arkadiusz Milik to najlepszy strzelec sezonu w Ajaxie Amsterdam (i to dał ligową kanonadę o intensywności niewidzianej tam od czasów Luisa Suáreza!). Kamil Grosicki to drugi najlepszy strzelec Rennes (ustanowił rekord kariery!). Maciej Rybus to najlepszy strzelec Tereka Grozny (też rekord kariery! I jako skrzydłowy lub boczny obrońca wbił tyle goli, ile obaj najskuteczniejsi napastnicy klubu razem wzięci!). Artur Sobiech to najlepszy strzelec Hannoveru. Piotr Zieliński to najefektywniejszy ofensywny – gole plus asysty – młodzieżowiec w całej włoskiej Serie A (oczywiście też ustanowił rekord kariery). Nawet niezbyt poważnie traktowany u nas Paweł Wszołek, który po niepowodzeniu w Sampdorii właśnie spadł z ligi z Veroną, zakończył sezon jako drugi najczęściej asystujący w drużynie.

On nie świętuje, ligową degradację musieli przecierpieć też Sobiech oraz Przemysław Tytoń, najniżej sklasyfikowany w reprezentacyjnej hierarchii bramkarzy. Jednak pechowcy stanowią wyjątki, w dodatku daleko im do pierwszoplanowych ról w obsadzie Nawałki – marzą raczej o epizodach, nie wiedzą nawet, czy polecą na Euro 2016 postatystować. Wśród postaci kluczowych niepokój, co będzie dalej, czuje tylko Kuba Błaszczykowski, uziemiony w Fiorentinie daleko od podstawowego składu. Bo już Kamil Glik, który ostatnio zmarniał wraz z całym Torino i wysłuchiwał coraz gwałtowniejszej krytyki, zdaje sobie sprawę, że niechybnie zmieni pracodawcę na hojniejszego.

Niewykluczone zresztą, że wkrótce obejrzymy transferowy serial spektakularny, bez precedensu w naszym futbolu. Że najpierw polski rekord ustanowi Zieliński (Liverpool zapłaci około 12 mln euro), następnie pobije go Glik (Zenit St. Petersburg oferuje 13-15 mln), następnie – Arkadiusz Milik (interesują się nim Inter Mediolan, Lazio i Leicester, zwłaszcza przedstawiciele ligi angielskiej brzydzą się kupować tanio). I wszyscy sportowo awansują.

A przecież nie wspomnieliśmy jeszcze o Grzegorzu Krychowiaku, który może przylecieć do kraju w najlepszym nastroju. Przed chwilą nominowany do jedenastki najjaśniejszych gwiazd minionej dekady w swoim klubie, w środę bije się z Sevillą w finale Ligi Europejskiej. I jeśli mu się powiedzie, zostanie pierwszym Polakiem, który obronił europejskie trofeum. Znów – fura sportowego powodzenia oraz perspektywy na jeszcze więcej, ostatecznie za Krychowiakiem ledwie połowa seniorskiej kariery.

Gdzie się zatem po reprezentacji nie rozejrzeć, tam dzieje się albo dobrze, albo idyllicznie. Nawet odprężają się piłkarze w adekwatnych do okoliczności luksusach. W hotelu, który podczas Euro 2012 gościł rodziny gwiazd złotej wówczas Hiszpanii. I w którym pachnie nawet woda w prysznicach przy saunie – ciepła pomarańczą, a zimna miętą. Może to i dobrze, że w Juracie przez cały dzień przynajmniej lało jak z cebra.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s