Został w sobotę – jak zwykle – bohaterem, a niewiele brakowało, by został jeszcze – też jak zwykle – antybohaterem. W finałach Sergio Ramos znaczy dla Realu Madryt więcej niż Cristiano Ronaldo. Mój felieton do poniedziałkowej „Gazety Sport.pl Ekstra” przeczytacie tutaj.