25., niewidzialna drużyna na Euro 2016

Xherdan Shaqiri

Już wiadomo, że opowieść o piłkarskich mistrzostwach Europy będzie osnuta wokół wątku różnorodności – etnicznej, religijnej i jakie tam jeszcze istnieją – drużyn narodowych.

Bo trend bije po oczach – co czwarty uczestniczący w turnieju piłkarz albo urodził się w innym kraju niż reprezentowany, albo jest dzieckiem imigranta lub dwojga imigrantów. Bo kontynent nęka kryzys uchodźczy. Bo właściwie wszędzie rozpanoszyli się populiści, którzy chcieliby jednolicie umundurowanego świata. Pod naporem umysłowego barbarzyństwa ugina się nawet bastion najbardziej zaawansowanej cywilizacji, z jaki uważałem Niemcy – tam wodę z mózgów robi ludziom rosnąca Alternative für Deutschland, jej przedstawiciele atakowali niedawno Jerome’a Boatenga („większość nie chciałaby obok niego mieszkać”) oraz Mesuta Özila (jego podróż do Mekki była ponoć „niepatriotyczna”).

Na inaugurację turnieju zderzyły się dwie skrajności. Mecz wygrała Francja, od dawna zawdzięczająca sukcesy między innymi swojej kolonialnej przeszłości, od zawsze przyzwyczajona do rozgrywających obcego pochodzenia – Kopa pochodził z rodziny polskiej, Platini pochodził z włoskiej, Zidane pochodził z algierskiej, a lansowany na ich następcę Pogba pochodzi z gwinejskiej. Mój aktualny ulubiony przypadek to Patrice Evra – urodzony się w Senegalu, z matki z Zielonego Przylądka, z ojca z Gwinei Bissau, reprezentuje jedno z najstarszych państw Europy. Idealna mikstura, by uzmysłowić opornym, że muzyka współczesnego świata nie składa się wyłącznie z melodii, które już raz słyszeli.

Przegrała w piątek natomiast Rumunia, czyli jedyny finalista mistrzostw, który nie zaprosił do kadry nikogo urodzonego zagranicą ani nikogo z rodziców imigrantów. Nawet dla Islandii kopie Kári Árnason, chłopak urodzony w szwedzkim Göteborgu.

Na sobotnie popołudnie zaplanowano widowisko jeszcze mocniej wielobarwne. Szwajcaria powołała aż 14 piłkarzy poniekąd „cudzoziemskich”, czerpiąc z genów – gdyby oczywiście geny miały narodowość – tureckich, kosowskich, chorwackich, hiszpańskich, chilijskich, kameruńskich, iworyjskich (istnieje taki przymiotnik, odnoszący się do Wybrzeża Kości Słoniowej?), macedońskich, bośniackich i z Wysp Zielonego Przylądka (tu na pewno żadnego przymiotnika nie wyrzeźbię). To dowód, że piłkarska reprezentacja czasem nie tyle odzwierciedla rzeczywistość, ile ją wyprzedza, zapowiada przyszłość. Owszem, w masowo przyjmującej uchodźców wojennych – oraz imigrantów ekonomicznych, a jakże – Szwajcarii już niemal 25 proc. mieszkańców pochodzi z zagranicy, ale to wciąż odsetek wyraźnie niższy niż w drużynie narodowej. Najważniejszą futbolową szatnię „obcy” obsadzają aż w 61 proc.

Przewrotność losu najładniej ilustruje dzisiejsze spotkanie (opisał je tutaj Łukasz Godlewski) Granita Xhaki, który zagra dla Szwajcarii, oraz jego rodzonego brata Taulanta Xhaki, który wystąpi w barwach Albanii. Obie reprezentacje łączy zresztą symbioza, ponieważ Szwajcarzy chętnie powołują zawodników pochodzenia albańskiego, a Albańczycy chętnie powołują zawodników wyedukowanych w szwajcarskim systemie szkolenia. Zamęt, prawda?

Ale najliczniejszy, choć milczący udział w sobotnim starciu bierze inny kraj, najmłodszy na kontynencie. Bracia Xhaka mogliby wszak reprezentować Kosowo – państwo nie przez wszystkich uznawane, ale przyjęte przez UEFA na 55. członka, jesienią zadebiutuje w eliminacjach mundialu. I nie tylko oni. Szwajcarzy powołali czterech piłkarzy z Kosowa. Albańczycy – aż 11.

Wystarczyłoby więc na podstawowy skład Kosowa plus rezerwowych. To 25., ukryty finalista mistrzostw Europy. Biorąc pod uwagę przytoczone dane, ma wszystko, by na następny turniej awansować i wystąpić tam już pod własną flagą.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s