Francuska specjalność

U siebie nie przegrali na nowożytnych mistrzostwach jeszcze nigdy, teraz rozprawili się (2:0) nawet z Niemcami. I jeśli w niedzielnym finale Euro 2016 złamią Portugalię, jak zwykle zdobędą złoto.

Zanim zaczęli popełniać grube błędy, grali porywająco. Nic dziwnego, jako jedyni w dziejach futbolu na półfinałowym pułapie fruwają już na szóstym turnieju z rzędu. Ale złoci medaliści ostatniego mundialu nie zostaną kolejną – po reprezentacji Niemiec z lat 70., Francji ze schyłku XX wieku oraz Hiszpanii sprzed kilku lat – drużyną, który jest równocześnie i mistrzem świata, i mistrzem Europy.

To był wreszcie mecz, podczas którego widz błaga, żeby się nie kończył. Może początkowo nieco zbyt narwany – jak na stawkę – ale za to wysadzony zagraniami klejnotami, utrzymujący nas w permanentnym stanie najprzyjemniejszych kibicowskich palpitacji. I gol padłby natychmiast, gdyby nie Manuel Neuer, bramkarz wprost nietykalny. Koledzy mogli go wystawiać w czwartkowy wieczór na dowolną próbę, nie sprawiało mu różnicy, czy musi im podać piłkę wolejem, czy musi wygrać pojedynek oko w oko z Antoine’em Griezmannem, liderem klasyfikacji najskuteczniejszych na Euro 2016. Uległ dopiero rzutowi karnemu. Podobnie jak w ćwierćfinale z Włochami, on inaczej na mistrzostwach nie puścił żadnego gola.

Niemcy jednak uparcie się o jedenastki napraszali. W poprzedniej rundzie ręce wysoko nad głowę uniósł Jerome Boateng – chciał pokazać arbitrowi, że nie popycha rywala, ale uderzyła go piłka – tym razem dłoń uniósł Bastian Schweinsteiger, wyczynowiec jeszcze bardziej doświadczony. I nawet jeśli piłki nie dotknął, to zrobił zbyt wiele, by sędziowski gwizdek wymusić. Trochę w obu tych epizodach było pecha, ale i dużo właśnie nieostrożności. Pewnych gestów się zwyczajnie w polu karnym unika.

Zanim gospodarze tuż przed przerwą objęli prowadzenie – piąta bramka Griezmanna – zachwycali Niemcy. Płynnością, szybkością, geometrią ofensywnych akcji. Trudno było się zorientować, że dyskwalifikacje za kartki oraz kontuzje pokiereszowały im skład, że trener Joachim Löw musiał się ostro przed półfinałem nakombinować. A przecież jeszcze przed turniejem stracił Marco Reusa oraz Ilkaya Gündogana, kandydatów do podstawowej jedenastki… Oni od niemal dekady grają tak, że coraz trudniej bronić się przed futbolową germanofilią – nawet tym, którzy pamiętają im mroczną przeszłość pragmatycznych boiskowych nudziarzy, i cierpieli niegdyś na germanofobię. Teraz przesuwają po murawie piłkę tak sprawnie, że czasami odnosisz wrażenie, że jedenastkę tworzą wyłącznie z rozgrywających. Że w środku pola z sensem poreżyserowałby nawet bramkarz Neuer.

Prędko stało się zatem jasne, że niezależnie od tego, kto zwycięży, w finale obejrzymy fabułę najklasyczniejszą. Że w niedzielę ci dobrzy – wyłonieni w szlagierze marsylskim stoczą pojedynek z tymi złymi, czyli uprawiającymi cyniczny, ostentacyjnie nieatrakcyjny futbol Portugalczykami. A jeśli dostąpią tego zaszczytu Niemcy, to mecz o złoto będzie miał obsadę wymarzoną z perspektywy polskiej.

Ziściłby się bowiem wówczas scenariusz przed turniejem niemal niewyobrażalny. Oto piłkarze Adama Nawałki nie tylko awansowali do ćwierćfinału, nie ponieśli żadnej porażki i nie pozwolili rywalom być na prowadzeniu nawet przez sekundę, ale jeszcze podsumowywaliby Euro 2016 w glorii tych, których nie zdołali pokonać ani mistrzowie, ani wicemistrzowie kontynentu. I tym razem nie byłoby to rozpaczliwe wypatrywanie jakichkolwiek, kultowych u nas „akcentów polskich”, lecz operowanie twardym konkretem. Popartym jeszcze wspomnieniami przebiegu gry. Przecież w zremisowanym bezbramkowo meczu z Niemcami to Polska była bliżej pełnego powodzenia!

Mieliśmy mnóstwo powodów oczekiwać tego miłego wariantu, nasi zachodni sąsiedzi umieją wszak gospodarzy turniejów wprost upokorzyć. I to gospodarzy najpotężniejszych – podczas ostatniego mundialu dali przecież popis wszech czasów, wtłukli Brazylii siedem goli.

Teraz jednak zderzyli się z przeciwnikiem absolutnie unikatowym. Francja organizowała po wojnie mistrzostwa (Europy i świata) dwukrotnie, by dwukrotnie wziąć złoto, a teraz 90 minut dzieli jej piłkarzy od kolejnego podniesienia trofeum. Co więcej, ozdobiła swoje popisy bilansem nieskazitelnym, wraz z marsylskim półfinałem ma w dorobku 16 zwycięstw i dwa remisy. Ideał.

Teraz też rozdaje fanom delicje, przywoływany Griezmann może konkurować z Dimitri Payetem o tytuł najbardziej magicznego uczestnika Euro 2016. Gdy Niemcom wbił jeszcze jednego gola, szóstego na turnieju, wiedzieliśmy, że tylko raz król strzelców mistrzostw kontynentu miał ich więcej – Michel Platini przed 32 laty, oczywiście również Francuz.

Reprezentacji gospodarzy przypadki losowe podczas turnieju nie krzywdziły, tymczasem Niemcy mogli czuć, że ktoś testuje granice możliwości ich futbolu. W drugiej połowie z powodu urazu stracili Boatenga i być może jego nieobecność spowodowała kaskadę błędów defensywy – młodego Joshuę Kimmicha oraz samego Neuera – poprzedzającą rozstrzygającego gola Francji. Francji rozszalałej, która kopie tym piękniej, im bliżej jej do złota.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s