Złota Portugalia

Mijała 108. minuta brzydkiego finału Euro 2016, gdy zwycięskiego gola wbił Eder. Portugalczycy to nie są mistrzowie, których łatwo lubić. Ale dokonali wyczynu wyjątkowego. Odebrali Francji nietykalność.

Najpierw obejrzeliśmy jedne z najbardziej poruszających scen na Euro 2016. Cristiano Ronaldo dwa razy padał i dwa razy wstawał, żeby kontynuować grę, ale za trzecim razem z naturą przegrał. Znów kończył mecz o złoto załzawiony.

Kiedy płakał po sensacyjnej porażce z Grecją w finale Euro 2004, był jeszcze drobnym nastoletnim chłopcem, który lubi tańczyć z piłką na skrzydle i generalnie nieźle się zapowiada. Od tamtej pory przeistoczył się w gladiatora, być może najwspanialszego atletę wśród wszystkich wybitnych futbolistów z teraźniejszości i przeszłości. Po półfinale, w którym wyskoczył o piętro wyżej niż walijscy obrońcy, zmierzono, że odrywa się od ziemi na większą wysokość niż przeciętny koszykarz NBA.

O ciało dba maniakalnie. Po meczach Realu Madryt natychmiast pędzi do rezydencji, żeby poddać się wyrafinowanej procedurze w prywatnym, wyłożonym zaawansowaną technologią gabinecie odnowy – inaczej krew nie będzie krążyć idealnie, siniaki nie zblakną natychmiast, zacznie miejscami przypominać zwykłego homo sapiens. To turbopiłkarz o parametrach z samiutkiego końca skali, człowiek bolid, przywykły do działania wyłącznie na najwyższych obrotach.

Jednak nawet jego organizm czasami nie wytrzymuje. Na Stade de France nie wytrzymało starcia z Dimitri Payetem, po którym sędzia nawet nie odgwizdał faulu. Ronaldo zaczął kuleć, częściej zerkał na swoje kolano niż na piłkę. W końcu zszedł za linię boczną, potem wrócił – już obandażowany. Próbował zainicjować kontratak, ale po kilku krokach stanął, przegrał z bólem. Aż został zniesiony do szatni na noszach. Paradoks, że w szpitalnej pozie kończył akurat on, właściciel ciała o absurdalnie proporcjonalnych kształtach, które wygląda na niezniszczalne. Jego spłakana twarz będzie jedną z finałowych ikon, jak legendarny karny Panenki z Euro 1976, osławiony nokaut Zidane’a na Materazzim z MŚ 2006, czy bramkarz Casillas błagający sędziego o zakończenie meczu o złoto Euro 2012, żeby nie przedłużać poniżających chwil dla Włochów, przegrywających wówczas 0:4.

Kiedy straciliśmy z oczu Ronaldo, wydawało się, że jego rodacy porzucą wszelkie nadzieje. To lider drużyny w pojedynkę zapewnił Portugalii jedyne na turnieju zwycięstwo, półfinałowe z Walią. A w finale Francuzi od początku oblegali wrogie pole karne, atakując rywali agresywnie i notorycznie odbierając im piłkę na ich połowie. Chwilami wyglądało to tak, jakby o wyborze strategii na finał przesądziła obecność Marka Clattenburga, sędziego z ligi angielskiej, w której piłkarzom wolno więcej. Bo gospodarze grali momentami brutalnie.

Poza tym długo wiele się nie działo, wraz z zejściem Ronaldo z boiska uszła energia. Mecz był coraz słabszy, obustronnie zachowawczy, bałaganiarski. Francuzi ponownie przyspieszyli dopiero w końcówce. I od powodzenia dzieliły ich centymetry. W 92. minucie André-Pierre Gignac trafił w słupek. Ale w dogrywce lepiej wyglądała już Portugalia. Lepiej fizycznie, choć musiała znosić już trzecią dogrywkę na turnieju. Gospodarze nie przeżyli żadnej.

To były mistrzostwa pierwszych razów, obalania hierarchii, przerywania niekończących się serii. Polacy wreszcie wyszli z grupy jakiegokolwiek turnieju w XXI wieku i po raz pierwszy uczestniczyli w konkursie rzutów karnych. Debiutanci z Islandii dofrunęli do ćwierćfinału. Debiutanci walijscy zabawili aż w półfinale. Niemcy po dekadach traum w starciu z Włochami wreszcie swoich prześladowców wykopali z turnieju. Aż zburzona została Francja. Nikt tak jak ona nie korzystał dotąd z przywileju bycia gospodarzem – na Euro 1984 wzięła złoto, na mundialu 1998 wzięła złoto, teraz też pragnęła złota. Jej globalny bilans z nowożytnych turniejów u siebie składał się do paryskiego finału z 16 zwycięstw i dwa remisy. Nietykalna.

Gdyby Portugalia znów zatriumfowałaby po rzutach karnych, jej dokonania głośno by kwestionowano. Z grupy wyczołgała się po trzech remisach, potem zaserwowała nam rozciągniętego o dogrywkę gniota z Chorwacją, ćwierćfinał przetrwała dzięki jedenastkom… Idealny kandydat na mistrza, który „nie zasłużył”. Ale zwycięstwo nad Francją, i to odniesione po dramacie kapitana drużyny musi wpłynąć na nasz werdykt.

Ronaldo wrócił z szatni na dogrywkę, w ostatnich sekundach biegał wzdłuż linii i dopingował kolegów do walki. On być może znów, jak to ma w zwyczaju, zapłacze podczas odbierania Złotej Piłki. Odbierze ją jako jedyny piłkarz obok obrońcy Pepe, rodaka i kolegi z Realu, który w 2016 roku zdobył najcenniejsze trofeum i w futbolu klubowym, i w futbolu reprezentacyjnym. To jego najszczęśliwszy sezon w karierze.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s