Zmierzch Berlusconiego, świt Chin

AC Milan, Silvio Berlusconi

Najskuteczniejszy futbolowy zarządca rezygnuje. Milan, podobnie jak coraz więcej europejskich klubów, przechodzi na własność Chińskiej Republiki Ludowej.

720 mln euro przeleje konsorcjum biznesmenów 79-letniemu Silvio Berlusconiemu, który przez 30 lat włożył w drużynę 820 mln prywatnego majątku. Tyle kosztowało go zdobycie 28 trofeów.

Kiedy przejął drużynę w 1986 roku, przywitał się z fanami w scenerii podkradzionej – jak sam przyznał – z „Czasu apokalipsy”. Na wypełniony stadion San Siro przyleciał wojskowym helikopterem, wylądował na murawie, wysiadł wraz z piłkarzami wystrojonymi w garnitury, z głośników płynęły dźwięki wagnerowskiego „Cwału Walkirii”. Kombinacja ekstrawagancji, przepychu, patosu i kiczu, która otacza go przez całą karierę. I biznesową, i polityczną. Przesadą przytłacza ponoć nawet główny dom czy raczej pałac Berlusconiego – stojący w podmediolańskiej wiosce Arcore, wybudowany w XVIII wieku na fundamentach benedyktyńskiego klasztoru z XII wieku.

Ale wybujała forma przykrywa bardzo bogatą treść. Świat zna Włocha przede wszystkim z orgii bunga bunga oraz jako niebezpiecznego, wulgarnego politycznego populistę – trochę w typie Donalda Trumpa, choć nie ziejącego taką nienawiścią jak Amerykanin. Jednak Berlusconi był także innowatorem, chwilami wręcz wizjonerem, który odnosił sukces wszędzie, gdzie się pojawiał. A fortuny nie odziedziczył. Zaczynał od zera, w interesach ćwicząc się już w szkole – pomagał w lekcjach za cukierki bądź drobne kwoty.

Pogrążony w głębokim kryzysie i menedżerskim chaosie Milan w kilka lat wyniósł na światowy szczyt. Odkąd przejął go przed trzema dekadami, jeszcze tylko Real Madryt aż pięciokrotnie zdobywał najcenniejsze trofeum, przyznawane za triumf w Lidze Mistrzów. I pod jego rządami powstały na San Siro przynajmniej trzy drużyny wielkie, które przeszły do historii – trenerów Arrigo Sacchiego (Puchar Europy, odpowiednik dzisiejszej LM, wygrywany w latach 1989 i 1990), Fabio Capello (1994, ponadto cztery tytuły w lidze włoskiej) oraz Carlo Ancelottiego (2003, 2007). Spuściznę zostawia jednak Berlusconi dalece większą. Właśnie dlatego, że był rewolucjonistą.

Radykalnie, a zarazem skutecznie, działał wszędzie. Jako żółtodziób na rynku nieruchomości wymyślił satelickie osiedle będące w istocie miasteczkiem (Milano Due), do którego rzymskich inwestorów przekonał podstępem. Jako debiutant na rynku telewizyjnym rzucił wyzwanie mającemu zagwarantowany prawem monopol państwowemu RAI – i mu się powiodło, choć kosztem, jak słusznie mu się do dzisiaj wytyka, otępienia widowni, bo od początku schlebiał jej najniższym instynktom (opery mydlane, prymitywne show, roznegliżowane dziewczyny w każdym programie). A kiedy wszedł do polityki, wygrał wybory w kilka tygodni po założeniu partii Forza Italia, wciągając w kampanię marketingowców ze swojego biznesowego imperium. I choć władzę prędko stracił, to potem ją odzyskiwał, w sumie okazał się najdłużej rządzącym włoskim premierem po wojnie.

Futbol wprowadził w nowoczesność. Milanello zmienił w pierwowzór ultranowoczesnego centrum treningowego, którym dzisiaj dysponuje każdy z najpotężniejszych klubów – realizował autorski projekt, decydując tam o wystroju wnętrz, urządzając salę bilardową, dobierając kwiaty do ogrodów, nie zapominając nawet o nawilżaczach powietrza w pokojach piłkarzy. Otworzył laboratorium MilanLab, również pionierskie, będące być może echem jednego z nielicznych nieudanych przedsięwzięć – zamkniętego w latach 70. z powodu śmierci wspólnika ośrodka badań nad nieśmiertelnością. Bił transferowe rekordy świata, na Ruuda Gullita wydając odpowiednik współczesnych 12 mln euro, na Jeana-Pierre’a Papina – 15 mln, na Gianluigiego Lentiniego – 19 mln. Konkurencję zdusił tak przytłaczającą finansową przewagą, że następców znalazł dopiero w Romanie Abramowiczu i naftowych bonzach znad Zatoki Perskiej. A zarazem wpadał na pomysły nieoczywiste, brawurowe. Orkiestrę wirtuozów oddał w ręce wspomnianego Sacchiego, trenerskiego nowicjusza, który odwdzięczył się stworzeniem drużyny typowanej na najwspanialszą w dziejach futbolu. Ostatniej, która zdołała obronić Puchar Europy.

Chciał Berlusconi obalać wszelkie granice. Skutecznie walczył z limitami w zatrudnianiu obcokrajowców, intensywnie lobbował za utworzeniem Ligi Mistrzów, sklep z klubowymi pamiątkami (nikt jeszcze na nich nie zarabiał fortuny) wcisnął między wystawne butiki Armaniego i Versace. Jako pierwszy wysyłał graczy na promocyjne eskapady po Azji. Stworzył pierwszą globalną markę w futbolu, a genialne pokolenia piłkarzy oblepiał efektownymi metkami. Ludzie Sacchiego to byli Immortali (Nieśmiertelni), ludzie Capello – Invincibili (Niepokonani), ludzie Ancelottiego – Meravigliosi (Cudowni). Prekursor. Prekursor, który prawdopodobnie notorycznie balansował na granicy prawa lub je łamał, mnóstwo Włochów jest przekonanych, że zagranicznym gwiazdom boiska już w latach 80. najwięcej płacił pod stołem.

Jego odejście ma siłę symbolu, zamykającego jedną epokę i otwierającego drugą. To Berlusconi inspirował totalną kosmopolityzację futbolu, ale sam należał do klasycznego włoskiego gatunku piłkarskich posiadaczy – związanych z miastem, emocjonalnie związanych z drużyną (na San Siro chadzał w dzieciństwie z ojcem, choć krążyły plotki, że za młodu trzymał z Interem). A teraz sprzedał klub biznesmenom z innego kontynentu. Postąpił podobnie jak Massimo Moratti, były właściciel sąsiedniego Interu, który też odziedziczył pasję po ojcu – przedsiębiorcy finansującemu zespół w latach 60. – i też przekazał akcje egzotycznym inwestorom. Należały do Indonezyjczyka, ostatnio pakiet większościowy przejęli Chińczycy.

Sprzedawanie Milanu ciągnęło się od grudnia 2014 r. Berlusconi postanowił rozstać się z klubem, gdy pojął, że nie zdoła konkurować z nową futbolową oligarchią – ufundowaną właśnie na azjatyckich fortunach oraz rosnących zyskach z praw telewizyjnych do ligi angielskiej. Sam zbiedniał, włoska Serie A też przeżywa zapaść. Szukał jednak nabywcy, który zagwarantuje inwestowanie w drużynę. Znalazł po 20 miesiącach starań – grupa kapitałowa Sino-Europe Sports Investments Management Changxing zobowiązała się przez trzy lata przeznaczyć na transfery 350 mln euro, choć pierwszą transzę (100 mln) przeleje dopiero w styczniu, po formalnym sfinalizowaniu całej transakcji, więc mediolańczycy tego lata znów nie mają pieniędzy na piłkarzy. A trofeum nie zdobyli od czterech lat, co wcześniej nie zdarzyło się przez całą erę Berlusconiego. I w ostatnich sezonach kończyli ligę na siódmym, dziesiątym i ósmym. Przeraźliwa przeciętność.

Niełatwo ustalić, kto właściwie odkupił od Finnivestu 99,93 proc. akcji Milanu i jaką obierze strategię. Wiadomo tylko, że wśród mnóstwa tworzących konsorcjum podmiotów istotną pozycję zajmują spółki państwowe oraz przedsiębiorcy działający na polecenie państwa – w Chinach wielkim biznesem opiekuje się zasadniczo Partia, a decyzję o agresywnym inwestowaniu w futbol podjął przewodniczący Xi Jinping. I tamtejsi bogacze zalewają gigantycznymi pieniędzmi zarówno ligę krajową, jak i ligi europejskie. Ich kolekcja rozciąga się już od Manchesteru City (13 proc. udziałów), Aston Villi, Birmingham, West Bromwich, Wolverhamptonu (pakiety większościowe), przez Atletico Madryt (20 proc. udziałów), Espanyol Barcelona (45 proc.), Granadę oraz holenderski Den Haag, Slavię Praga, Nice i Sochaux (pełna kontrola nad klubami), po oba kluby mediolańskie. 14 europejskich firm, w większości z najsilniejszych piłkarsko krajów.

Chińczycy nie bombardują naszego kontynentu mamoną w tempie katarskim (w budżety bez dna wyposażają drużyny z rodzimej ligi) i ich zamiary pozostają na dobrą sprawę nieznane. Wiemy jedynie, że podglądają i importują know-how, wiemy też, że w ich naturze leży cierpliwość, powolne wywieranie wpływu oraz myślenie długofalowe o skali rozłożonej na wiele lat, w naszej kulturze występujące rzadko. Dlatego przyszłość Milanu też jest zagadką, zresztą kiedy właścicieli zmienił Inter, to tradycyjny bałagan z klubu nie wyparował, czego najlepszy dowód mieliśmy w niedawnym rozstaniu ­– w sierpniu! – z trenerem Roberto Mancinim.

W każdym razie liga włoska zaczyna zmierzać w kierunku angielskim, w Serie A ubywa czołowych firm będących interesem opartym na szczerych, związanych z pochodzeniem właściciela emocjach. Rodzina Sensich sprzedała (Amerykanom) Romę, rodzina Morattich pozbyła się Interu, rodzina Berlusconich postanowiła oddać Milan. Ale na szczycie utrzymuje się – i prosperuje fantastycznie! – Juventus, nad którym czuwa rodzina Agnellich.

Chciałoby się rzec, że turyńscy przedsiębiorcy klubu nie sprzedadzą nigdy, że to zwyczajnie niewyobrażalne. Tylko kto pięć lat temu wymyśliłby, że cały piłkarski Mediolan stanie się własnością Chińskiej Republiki Ludowej?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s