Skazani Zielińscy. Uzasadnienie wyroku

Coraz bardziej uwierają mnie reakcje na dopingowy skandal w polskich ciężarach. Rozumiem potępienie dla Adriana i Tomasza Zielińskich, którzy się szprycowali, czyli oszukiwali, czyli popełnili sportową zbrodnię. Rozumiem też nawoływania, by z igrzysk czasowo usunąć wszystkich sztangistów – dopóki środowisko, przeżarte do cna, się nie oczyści.

Ale nie pojmuję współistnienia obu tych myśli w jednej głowie.

Jeśli chcemy moralnego linczu na zdemaskowanych Polakach, to musimy wierzyć, że ich konkurenci nie biorą. Przynajmniej niektórzy. Jeśli bowiem sądzimy, że ciężary dźwigają wyłącznie atleci naćpani, że przyjmowanie zakazanej farmakologii jest warunkiem koniecznym do uprawiania tego sportu – a panuje tu, odnoszę wrażenie, szeroki konsensus – to właściwie za co potępiamy Zielińskich? Albo trochę inaczej – za co AŻ TAK potępiamy Zielińskich?

Że zachowali się po frajersku, wpadając akurat przed igrzyskami – ma sens. Że narobili sobie obciachu, wciągając wyjątkowo prymitywny środek – też ma sens. Że wygłupili się żałosnymi, aroganckimi oskarżeniami o wymierzony w nich spisek – tym bardziej na sens. Gdzie jednak hańba i wieczna niesława oszustów, skoro Polacy po prostu przyjęli reguły gry, tyle że kłamali mniej sprytnie niż rywale? Może wręcz powinieneś im – jeśli wierzysz we wszechobecność ciężarowego dopingu – trochę współczuć, że im się nie poszczęściło, w przeciwieństwie do rywali?

Dla jasności: dopingiem się brzydzę, uważam go największą obok sprzedawania meczów (i nie tylko meczów) zarazę toczącą sport. I nie chcę niczego relatywizować ani nikogo uniewinniać. Powyższe wątpliwości mnie jednak prześladują, ponieważ czytam/słyszę, że czasami nawet ci komentatorzy, którzy uważają koks za podstawowy składnik kultury podnoszenia ciężarów, potrafią zarazem deptać naszych sztangistów jako najcięższych kryminalistów. W ogóle hipokryzją się zaraz zadławimy, wystarczy spojrzeć na oburzonego Szymona Kołeckiego, który przed dwoma laty, wypytywany przez mojego byłego redakcyjnego kolegę Jakuba Ciastonia o unikanie kontroli przez Adriana Zielińskiego w Osetii Płd., kluczył lub problem bagatelizował. Sam zresztą był w doping umoczony.

Afera ma wiele poziomów, przypomina choćby o kwestionowanej ostatnio oczywistości, że Polacy nie są wyłącznie narodem – uciśnionych bądź nie – niewiniątek, że też czasami postępują nagannie. I niewykluczone, że już za chwilę pojawią się kolejne dylematy, wrócą ambiwalentne odczucia i dysonanse poznawcze. Jak zareagujemy na bardzo realny medal Bartłomieja Bonka, który w wadze do 105 kg wystartuje w nocy z poniedziałek na wtorek? Euforią jak zwykle, choć przed chwilą wrzeszczeliśmy, żeby zdelegalizować całe podnoszenie ciężarów? A jeśli nie, to czy w ogóle mamy prawo publicznie podejrzewać kogoś, kogo nie przyłapano nigdy?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s