Polski wkład w najbardziej ekskluzywne futbolowe rozgrywki jest już tak bogaty, że wypada go uporządkować. Przyjrzyjmy się zatem podstawowym elementom, z których składa się klub piłkarski.
Wyniki. W Lidze Mistrzów: dwie porażki i 0-8 w bramkach, czyli najgorszy dorobek w rozgrywkach, i jeśli tendencja się utrzyma, Legia pobije negatywny rekord Dinama Zagrzeb. W lidze krajowej: dwa punkty nad strefą spadkową, żaden inny uczestnik Champions League tak beznadziejnie u siebie nie wygląda. Ogółem: ledwie 25 proc. wygranych meczów w sezonie, bilans również w elicie unikatowy.
Piłkarze. Podstawowy skład należy do najstarszych w LM, we wtorek średnia dobijała do 29 lat. Za to średni staż w klubie króciuteńki, najlepiej mierzyć go w miesiącach. Co symbolicznie podsumował niejaki Waleri Kazaiszwili, o którym trener żartował, że nie może grać, bo nie zna imion kolegów.
Trenerzy. W 12 miesięcy klub zatrudniał czterech. Ostatni zadebiutował w Lizbonie w LM kilka dni po porzuceniu Zagłębia Sosnowiec, z którym w drugiej lidze – wyżej nigdy nie pracował – jeździł po Chojnicach i Pruszkowach.
Kibice. Wytęskniony, niemal wymodlony powrót do europejskiej elity uświetnili szturmem na sektor gości z Dortmundu i potraktowaniem gazem pieprzowym służb porządkowych.
Stadion. Zamknięty przez UEFA na szlagier z Realem Madryt, broniącą trofeum największą obecnie drużyną klubową świata.
Podsumowanie. Można by wzruszyć ramionami, gdyby na Legii zaistniała jedna z przywołanych okoliczności. Przeżylibyśmy, gdyby zaszły dwie – zdarza się, nieszczęścia chodzą po klubach. Gdy jednak wszystkie te okoliczności zachodzą naraz, to podziwiamy wybryk natury, jakiego Liga Mistrzów bez naszej pomocy nie zdołałaby wymyślić. I jeśli z Europy nie słychać rechotu, to tylko dlatego, że Europa ma naszą tandetę w głębokim poważaniu.