Panującemu od czterech lat Zbigniewowi Bońkowi, którego bywa w piłce wręcz zbyt dużo, wyzwanie rzucił przedsiębiorca budowlany Józef Wojciechowski, którego od lat w piłce nie było wcale. Przynajmniej pozornie tak to wygląda, bo wiadomo, że za tym ostatnim stoi Cezary Kucharski, znany nade wszystko jako pośredniczący w transferach agent piłkarzy, który z wzajemnością prezesa PZPN nie znosi.
Antagoniści są związani z postaciami dla naszego futbolu absolutnie kluczowymi, którym w sporej mierze zawdzięczają sukces – Boniek mianował selekcjonera reprezentacji Adama Nawałkę, Kucharski zasadniczo wpłynął na losy kapitana reprezentacji Roberta Lewandowskiego. A to niekwestionowani liderzy drużyny, bez nich nie byłoby ćwierćfinału Euro 2016 ani obłędnej popularności polskiej kadry.
Skąd wzięła się wrogość? Kucharski twierdzi, że naraził się, gdy nie przyjął od Bońka propozycji współpracy w handlu piłkarzami. Boniek zarzuca Kucharskiemu niekonstruktywną konfliktowość i ogólną niepopularność w środowisku. Całej prawdy nie znamy, ale dzisiaj sytuacja byłaby bardziej przejrzysta, gdyby to oni rywalizowali o prezesurę. Zwłaszcza że Wojciechowski zjawia się niemal znikąd. Z futbolu pamiętamy go tylko jako obniżającego i tak niskie ligowe standardy właściciela Polonii Warszawa, który zarządzał klubem jak małpa z brzytwą, pomiatając zwłaszcza autorytetem trenerów.
Zasługi aktualnego prezesa są oczywiste. To intuicja przy wyborze selekcjonera, spektakularna poprawa wizerunku PZPN, zbliżenie reprezentacji do kibiców dzięki internetowemu kanałowi wideo „Łączy nas piłka” i generalnie profesjonalizacja związku, jakże widoczna podczas Euro 2016. Nie tak żwawo rozwijał długofalową strategię sportową – wyretuszowana szkoła w Białej Podlaskiej pozostaje niedostępna dla trenerskich mas (liczbą wyedukowanych fachowców ustępujemy mniejszym krajom); szumnie ogłaszany Narodowy Model Gry to biuletyn dobrych rad, których nie sposób wyegzekwować; ligowy podręcznik licencyjny wciąż nie zmusza klubów do otwierania akademii dla młodzieży. Choć w naszych realiach budujące jest już to, że zarządcy PZPN w ogóle zauważyli, iż szkolenia nie wolno rzucać na żywioł, lecz należy je planować.
Tu docieramy do innego fundamentalnego atutu Bońka, czyli miernoty poprzedników. Po kuriozalnej kadencji prezesa Grzegorza Laty i w ogóle dekadzie kompletnego upadku naszej piłki – estetycznego i etycznego – wystarczało przywrócić jako taką normalność. Dlatego dzisiaj trudno znaleźć jakikolwiek rozsądny punkt odniesienia dla oceny dokonań szefa PZPN. Adekwatnych kryteriów nie proponuje w żadnym razie Wojciechowski, który odzyskiwanie wiarygodności w futbolu powinien rozpocząć raczej tam, gdzie ją tracił, czyli w klubie.
W ogóle cała tzw. debata przedwyborcza to przygnębiające świadectwo mentalnej kondycji środowiska piłkarskiego. Były właściciel Widzewa Sylwester Cacek zarzuca Bońkowi – przepraszam, oczywiście upraszczam – że jako inny były właściciel łódzkiego klubu nieuczciwie się na nim dorobił. Kucharski utrzymuje w wywiadzie dla SportoweFakty.pl, że Boniek od dawna łamie prawo, reklamując nielegalnych w Polsce bukmacherów, bo ma wsparcie polityczne, ale zapomina, że był posłem PO, która latami rządziła krajem. Wojciechowski nie wierzy w uczciwość wyborów, ale będzie ich wyniki podważał, tylko jeśli przegra; stoją za nim ponoć „ludzie polskiej piłki”, ale boją się ujawnić; rozda klubom miliony, ale właściwie nie wiadomo, dlaczego mamy mu wierzyć. Boniek wytykających mu etyczną wątpliwość zachwalania hazardu zbywa machnięciem ręką, znienacka wydał za to werbalnie wojnę kibolstwu (to stało się modne) i wzywa na pomoc państwo, ale nie wspomina, że długo chuliganom pobłażał, zabronione prawem race wręcz lubił. Obie strony oskarżają się też o manipulowanie powolnymi im dziennikarzami, otwarcie wyrażane sympatie tych ostatnich coraz częściej dostrzega zresztą – i daje wyraz niesmakowi – zwykły kibic. Wygląda to wszystko bardziej na bijatykę w mordowni niż wymianę ciosów na ringu.
Merytorycznej wymiany ognia nie słychać, nie widać też idealistów, ludzi bezinteresownie pragnących – czuję, jak pociesznie zabrzmią te słowa – lepszej przyszłości naszego futbolu. Esencją awantury pozostaje szmal, aż mnie chwilami korci, by skrót ŁNP rozszyfrowywać jako „Łączą nas pieniądze”. I nawet nie ma sensu załamywać rąk nad degrengoladą akurat polskiego środowiska, skoro FIFA usunęła niedawno z piłki podejrzanego o korupcję Wolfganga Niersbacha, byłego szefa federacji niemieckiej, czyli uchodzącej za modelową. A cywilizowana Ameryka chwali Hillary Clinton, że podczas debaty prezydenckiej kłamała rzadziej niż jej rywal Donald Trump. Wisielczo pocieszać się możemy tylko, że wyborczy zjazd PZPN nie będzie zapewne najważniejszym karczemnym mordobiciem, jakie przeżyjemy w 2016 roku.