Żeby domyślić się – można się tylko domyślać – ile znaczy dla Korei Północnej dzisiejsze zwycięstwo piłkarek nad USA – nawet odniesione na mundialu do lat 20 – trzeba wiedzieć, jak przedstawia Amerykanów propaganda tej zbrodniczej dyktatury. I wiedzieć, jak reżim mści się na sportowcach za porażki.
Skromną wiedzę zawdzięczamy nielicznym śmiałkom w typie Suki Kim, nowojorczanki koreańskiego pochodzenia, która przez pół roku uczyła angielskiego dzieci partyjnych notabli na uniwersytecie w Pjongjangu, potajemnie zbierała informacje, po powrocie do kraju spisała wspomnienia. Albo w typie rosyjskiego reżysera Witalij Manski, twórcy porażającego dokumentu „Pod opieką wiecznego słońca”, który najpierw uzgodnił z reżimem scenariusz, by potem co innego filmować oficjalnie, a co innego ukrytą kamerą.
Wedle ich relacji poddani Kim Dżong Una – Kim Dżong Ila – zindoktrynowani w stopniu dla nas wprost niewyobrażalnym, naprawdę wierzą, że USA to śmiertelny wróg, winny wszelkich niepowodzeń północnokoreańskiego narodu, z jakichś tajemniczych powodów życzący mu zagłady. Przez knowania Amerykanów wybucha głód, przez knowania Amerykanów każdego dnia trzeba być gotowym na wojnę.
Dlatego jeśli sportowcy Korei Północnej rywalizują z USA, to ich niesłychana pasja i zapamiętanie w walce płyną z głębi serc. Także młodych piłkarek, które mundialowy mecz – półfinałowy, teraz zagrają o złoto! – rozstrzygnęły w dogrywce.
I niewykluczone, że północni Koreańczycy ich wyczyn obejrzą. To rzadkość, relacjonowania na żywo międzypaństwowych meczów tradycyjnie się w tym kraju unika. Na wszelki wypadek, by obywatele nie doznali przykrości oglądania przegrywających rodaków – to mogłoby obniżyć morale narodu. Gazety także relacjonują niemal wyłącznie mecze zwycięskie.
Tak miało być też podczas mundialu w 2010 roku, czyli jedynego w minionym półwieczu, na który północni Koreańczycy zdołali awansować. Władza zmieniła zdanie dopiero wtedy, gdy piłkarze podczas inauguracji turnieju dzielnie opierali się wielkiej Brazylii. Wprawdzie ulegli faworytowi, ale tylko 1:2. Niestety, na pierwszą w historii transmisję zezwolono w nieszczęśliwym momencie. Cały kraj patrzył, jak reprezentacja przegrywa z Portugalią 0:7 – ponosi porażkę w rozmiarach na mundialach niemal niespotykanych.
Reakcja władz była stanowcza. Przynajmniej z naszej perspektywy, ponieważ południowokoreańskie media określiły ją jako umiarkowaną. Zaraz po powrocie do kraju wszyscy członkowie reprezentacji stanęli na scenie w stołecznym Pałacu Kultury, by złożyć samokrytykę przed 400 urzędnikami państwowymi, studentami i dziennikarzami. Przepraszali, że zawiedli w „ideologicznej batalii”, zostali też zmuszeni, by winą obciążyć selekcjonera Kima Jonga Huna. Ten został ukarany za zdradę – wyrzucono go z partii, zdegradowano do pracy na budowie. Sankcje były o tyle łagodne, że wcześniej rozczarowujących piłkarzy i trenerów, jak donosił południowokoreański wywiad, zsyłano do obozów pracy, przypominających raczej obozy koncentracyjne. Reżim docenił prawdopodobnie sam awans na turniej. Dopiero drugi w historii, po wywalczonym w 1966 r.
Całej prawdy naturalnie nie znamy, nawet FIFA podczas MŚ sprzed sześciu lat dopiero w ostatniej chwili zorientowała się, że wbrew przepisom Korea Płn. próbowała zgłosić w kadrze nie trzech, lecz dwóch bramkarzy. Jak już wspominałem, to kraj ewenement nawet wśród krajów totalitarnych – jeśli ktokolwiek z zewnątrz próbuje się o nim czegokolwiek dowiedzieć, musi sporo ryzykować, tamtejszy internet jest w istocie intranetem ograniczonym do 28 witryn etc. W każdym razie ilekroć widzę choćby wynik meczu przegranego przez tamtejszą reprezentację – seniorzy eliminacje do najbliższego mundialu już zdążyli nieodwracalnie zawalić – przemyka mi przez głowę pytanie, jaką sportowcy poniosą karę. Ilekroć natomiast widzę północnych Koreańczyków zwycięskich, odczuwam nieprzyjemny dysonans. Wybitni atleci z okolic, w których ludzie zasadniczo nie dojadają?!
Dwudziestoletnie piłkarki przez trwający mundial wprost przefruwają. Zanim pokonały amerykańskie imperium zła, uporały się w ćwierćfinale z Hiszpanią (3:2, również po dogrywce), a w fazie grupowej rozbiły Papuę-Nową Gwineę (7:1), Szwecję (2:0) i Brazylię (4:2). Tym razem publicznego samobiczowania nie będzie.