El Clasico dwóch prędkości. I konkurs

Andres Iniesta, biografia, Cristiano Ronaldo, książka

Na sobotni hit, od lat utrzymujący pozycję najważniejszej futbolowej superprodukcji na świecie, obaj hiszpańscy giganci przylecą z bardzo odległych od siebie galaktyk. Zbyt odległych, by uznać okoliczności za normalne.

Tam, skąd przybywa Real, jest cieplusieńko, śpiewają ptaszki i w ogóle oddycha się sielanką – nie przegrali madryccy piłkarze od 31 meczów (czyli od blisko ośmiu miesięcy), podczas gdy żaden inny europejski klub rywalizujący w poważnej lidze nie wytrzymuje aktualnie bez porażki od choćby 20 spotkań.

Ich rywal przeciwnie, tkwi w cmentarnym mroku i chłodzie, z barcelońskiej krypty wydobywa się skowyt ludzi, których boli, że żyją. I to nie dlatego, że przywoływanym okresie przegrali aż sześciokrotnie. Nie, oni rzężą tu i teraz. W niedzielnym meczu z San Sebastian dotknąć piłki we wrogim polu karnym zdołali dopiero tuż przed przerwą, sami natomiast wielokrotnie pozwalali przeciwnikowi rozwinąć skrzydła, nie znajdując żadnego sposobu na jego agresywny, wysoki pressing. Chwilami nawet Leo Messi sprawiał wrażenie tak bezradnego, że niechętnie odbierającego podania, wręcz schowanego. Co gorsza, gwiazdom Barcelony wcale nie przytrafił się odosobniony fatalny wieczór – ledwie uratowany remis spuentował miesiąc gry jak na jej standardy szokującej, z marnymi siedmioma golami strzelonymi w siedmiu meczach i otępiałą, wyzutą z kreatywności drugą linią. Skoro już nawet występy Sergio Busquetsa, piłkarza w sensie boiskowym wybitnie inteligentnego i bodaj najznakomitszego na świecie wśród drugoplanowych, dzielimy na średnie, słabe i beznadziejne, to wiadomo, że katalońskie państwo się wali.

Wali się akurat wtedy, gdy w rozkołysanym Madrycie świętują, mają jeszcze świeżo w pamięci spektakularne 3:0 w derbach z Atlético.

Czy to oznacza, że Real od miesięcy demonstruje futbol na poziomie dla Barcelony niedostępnym? Skądże znowu, zasadnicza różnica polega raczej na to, że Real potrafi postawić na swoim nawet w słabszym dniu, gromadząc punkty z morderczą regularnością, tymczasem Barcelona potrzebuje gry doskonałej, by zamienić ją na konkret pozytywnego wyniku. Madrycki trener Zinedine Zidane okazuje się zupełnie inny od piłkarza Zinedine’a Zidane’a, stroniącego przed laty od ruchów innych niż wirtuozerskie – pragmatyczny, rozważny, na notoryczne kontuzje kluczowych graczy odpowiadający mądrymi korektami ustawienia. Nawet dziesięciotygodniowa utrata Casemiro, niezastąpionego ponoć łącznika defensywy z ofensywą, nie naruszyła równowagi w drużynie.

Barcelonę być może rozbroiła natomiast nieobecność Andrésa Iniesty, który jest jednym z powodów powstania niniejszej notki. Właśnie ukazała się bowiem jego biografia, ukazała się też po polsku kolejna opowieść o Cristiano Ronaldo – zaraz niechybnie zgarnie kolejną Złotą Piłkę, pościg za Messim trwa – a ja mogę rozdać po dwa egzemplarze każdej z nich.

Otrzymają je zwycięzcy zabawy, którą stali bywalcy bloga „A jednak się kręci” znają od lat. Zabawy w jasnowidza, choć w wersji mini i o nieco zmodyfikowanych regułach. Pytanie podstawowe jest najprostsze z możliwych: Jaki będzie wynik sobotniego El Clásico?

Ale jest i pytanie dodatkowe: W której minucie padnie pierwszy gol?

Ważniejsze jest pierwsze i ono rozstrzygnie, ale należy odpowiedzieć na obydwa, bo drugie przyda się, żeby uniknąć dogrywki – wygrywa ten, kto będzie bliżej prawdy. Może zresztą nikt nie trafi wyniku, wtedy zadecyduje wyłącznie drugie pytanie. Typujemy do godz. 23.59 w piątek, decyduje czas opublikowania komentarza na blogowym forum.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s