Tam, gdzie nieszczęścia chodzą stadami

Red Bull Salzburg, RB Lipsk

Fani klubów piłkarskich uwielbiają rozpaczać nad swoim losem, istnieje nawet zażarta rywalizacja o to, kto ma najgorzej.

Jerzy Pilch wielokrotnie pochlipywał, że bycie kibicem Cracovii jest dramatem egzystencjalnym, bo „Cracovia to taka drużyna, która gdy broni się przed spadkiem, zawsze spadnie, jak walczy o awans, nigdy nie awansuje, jak ma dowieźć zwycięski remis, straci bramkę w ostatnich sekundach”. Zaprzyjaźniony świr od kopaniny angielskiej Michał Okoński utrzymuje, że w przyrodzie nie występują okoliczności, w których uwierzyłby, że jego ulubieni piłkarze cokolwiek wygrają, bo jako szalikowiec Tottenhamu ma mentalność „jamnika wychowanego pod szafą”. Jego redakcyjny kolega z „Tygodnika Powszechnego”, kierownik monumentalnego działu „Małpy” Łukasz Kwiatek, wmawia światu, że męki prawdziwie piekielne znosi przez całą doczesność jedynie homo futbolens skazany na Valencię. Znam wreszcie cały tłumek szurniętych typów z Rzymu, którzy wegetują w poczuciu bezsensu, ponieważ żarliwie wierzą, że w lidze włoskiej nie ma silnych na potajemną zmowę establishmentu turyńsko-mediolańskiego.

Zważcie, że nie przywołuję drużyn najgorszych na świecie i nie wypytuję cytowanych nieszczęśników, czy aby na pewno cierpią bardziej niż kibice Stali Mielec, Rotherham United, Getafe albo innego Ascoli. Nie wypytuję, bo wiem, że skala rozgoryczenia złym wynikiem jest wprost proporcjonalna do aspiracji. Boli przede wszystkim tych, którzy śnią o wielkości. Ewentualnie – wzdychają do wielkości przeszłej. Dlatego gdy ktoś mi mówi, że cierpi jak nikt inny na planecie, to mu życzliwie wierzę.

Znaczy ­– wierzyłem. Poglądy zmieniłem właśnie teraz, po przeprowadzce niejakiego Dayota Upamecano z kllubu Red Bull Salzburg do klubu RasenBallsport Leipzig.

Nie, nikt nie jest bardziej godnym współczucia kibicem niż kibice Salzburga.

Upamecano to młodzieniec ledwie 18-letni, zdążył rozegrać w Salzburgu ledwie 23 mecze. Ale talent posiada niezmierzony. Z Francją zdobył złoto juniorskich mistrzostw kontynentu, pożądały go europejskie potęgi. Dlatego właśnie zabrali Upamecano, w środku sezonu, do Lipska – do klubu należącego do tej samej korporacji, dla jej marketingowej strategii ważniejszego.

Nadzwyczajny talent ujawnił też w Salzburgu Naby Keïta, obecnie 22-letni. Dlatego właśnie przed sezonem zabrali go do Lipska – do klubu należącego do tej samej korporacji, dla jej marketingowej strategii ważniejszego.

Ładną przyszłość prorokuje się Benno Schmitzowi. Dlatego minionego lata zabrali go z Salzburga do Lipska – do klubu należącego do tej samej korporacji, dla jej marketingowej strategii ważniejszego.

Tę samą podróż przebył 21-letni Bernardo, stacjonujący wcześniej w drużynie o romantycznej nazwie Red Bull Brasil. Rokuje, więc zabrali go z Salzburga do Lipska.

I nie sądźcie, że to wynalazek z wczoraj. Podstawowy bramkarz RB Leipzig Péter Gulácsi (lat 26) przybył z Salzburga rok wcześniej, podobnie jak pomocnik Stefan Ilsanket (24). Identyczną ścieżkę kariery wybrano dla Marcela Sabitzera, kolejnego istotnego dzisiaj członka podstawowego składu z Lipska, drużyny prężącej się na pozycji wicelidera niemieckiej Bundesligi. I jeszcze dla kilku innych graczy, których nazwisk nie wymieniam, ponieważ im się nie powiodło.

Słowem, Red Bull Salzburg egzystuje zasadniczo po to, by dostarczać pokarmu RasenBallsport Leipzig. Tak zdefiniowany sens istnienia w piłkarskim łańcuchu pokarmowym ma nawet swoją nazwę, mniejsze kluby regularnie podrzucające mięso większym klubom znamy jako „żywicieli”. Zazwyczaj jednak dzieje się tak, że zachowują one pewną autonomię – mogą twardo negocjować cenę transferu, mają prawo zatrzymać sezon dłużej piłkarza związanego nimi kontraktem. (Choć ostatnio niektórzy uzależniają się od konkretnego potentata, jak Vitesse Arnhem od Chelsea, zdarza się to wręcz coraz częściej). Salzburg jest ubezwłasnowolniony. Menedżerowie odesłani przez Red Bulla do zarządzania jednym klubem nie będą przesadnie awanturować się z menedżerami odesłanymi przez Red Bulla do zarządzania innym klubem.

Salzburskim kibicom należy jednak współczuć przede wszystkim dlatego, że dano im nadzieję. Kiedy w 2005 roku drużynę przejął Dietrich Mateschitz – miliarder lokalny, austriacki – mieli wszelkie powody marzyć, wszak globalnego producenta napojów energetycznych stać na wszystko. Gdyby się zasłużył, można by nawet wybaczyć, że wymazał tradycyjną nazwę klubu i zastąpił jego godło logiem Red Bulla.

I rzeczywiście, od tamtej pory piłkarze Salzburga wygrywają krajową ligę właściwie sezon w sezon.

Ale im bardziej porywali się na Ligę Mistrzów, tym brutalniej obrywali w eliminacjach, nie wytrzymywali nawet zderzeń ze znacznie uboższymi rywalami z Luksemburga czy Litwy. Nie awansowali nigdy, stopniowo zyskując reputację powszechnie obśmiewanych fajtłapów, jakich Europa jeszcze nie widziała.

Dopiero teraz ostatecznie tracą jednak godność. No dobrze, nie zajrzałem do głów wszystkich salzburskich kibiców – myślę po swojemu, to ja bym się w ich sytuacji czuł skrajnie poniżony. Salzburg skarlał do klubiku bez podmiotowości, do przybudówki, do skrzynki z narzędziami, aż mam ochotę z typową dla siebie przesadą przyrównać go do niewolnika, który zbiera bawełnę wyłącznie dla zysków swego pana, w zamian otrzymuje jedynie wikt i dach nad głową. Chyba nie kombinuję zresztą nazbyt oryginalnie, skoro austriacki piłkarz Martin Hinteregger, który latem uparł się akurat na transfer do Augsburga, mówił, że „Lipsk niszczy Salzburg”, że wszystkie decyzje między oboma klubami podejmuje się na korzyść niemieckiego, że „Lipsk po prostu bierze, co zechce, więc Salzburg nigdy nie zdoła zbudować drużyny”.

Dobrze powiedziane, dlatego najbardziej nurtuje mnie, co się stanie, gdy oba czerwono-bycze kluby awansują do Ligi Mistrzów. UEFA, która teoretycznie nie dopuszcza udziału w rozgrywkach dwóch drużyn należących do tego samego właściciela, będzie udawała, że nie wie, iż pomimo formalnych wykrętów za RB Lipsk oraz RB Salzburg stoi jedno korpo? UEFA nie będzie udawała i zmusi do Mateschitza, by wybrał? Czyżby Salzburgowi groziło, że upadnie jeszcze niżej?

Jedna myśl na temat “Tam, gdzie nieszczęścia chodzą stadami

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s