Trener Zinedine Zidane wypuścił przed chwilą na mecz w Gijón głębokie rezerwy. Z jedenastki, która pobiła w środę Bayern Monachium, ostali się tylko środkowi obrońcy Sergio Ramos i Nacho. Real Madryt jednak triumfował, i to triumfował na boisku drużyny grającej bardzo dobrze, z determinacją broniącej się przed spadkiem. Triumfował w swoim stylu – przegrywał 0:1 i 1:2, wyrównywał, rozstrzygającego gola załadował w doliczonym czasie. Aż człowiek głupieje i zaczyna tropić spiski, podejrzewać, że oni to robią specjalnie. Od razu zabierają na murawę trotyl, ale odpalają go dopiero prawie po meczu.
Bohaterem popołudnia był Isco, grający wręcz bajecznie. Nie mieści się we łbie, że wirtuoz o tej skali talentu – wirtuoz w doskonałej formie – przesiaduje gdziekolwiek w rezerwie. Ale Isco przesiaduje. Madryckie luksusy.
Wiadomo, że Zidane zarządza przebogatą kadrą, obwołuje się ją nawet najszerszą w dziejach klubu. Tym razem szalał Isco, ale ja szczególnie źle znoszę uziemienie Jamesa Rodrígueza – skandalicznie marnotrawstwo, gdybym miał władzę, przeniósłbym go gdziekolwiek, żebym mógł oglądać go zadowolonego z życia, w szczytowej formie, magicznego.
Patrzyłem na Real z absolutnym przekonaniem, że ostatecznie wtłucze swojego gola. A patrząc, rachowałem, ile te „rezerwy” madrytczyków kosztowały.
Otóż za rezerwowego Isco lider ligi hiszpańskiej zapłacił – kwoty ściągam z serwisu Transfermarkt.de, bo najwygodniej – 30 mln euro. Za wspomnianego Jamesa – 75 mln. Za biegającego między nimi Mateo Kovacicia – 31 mln euro. Rachunek jest prosty, Real Madryt to taki klub, który stać na permanentne trzymanie w rezerwie trzyosobowej linii pomocy za 136 mln.
Za rezerwowego robi tam też Alvaro Morata, napastnik za 30 mln. Real stać też, by wywalić – odpowiednio – 31,5 oraz 30 mln za rezerwowych bocznych obrońców, Danilo oraz kompletnie zbędnego Fabio Coentrao.
Co ja gadam, że zbędnego. Przecież przydał się, żeby w przerwie starcia z Bayernem odfajkować meczyk ze Sportingiem.
Podliczyłem – dzisiejsze „rezerwy” Realu pochłonęły 265 mln euro. Nie mam pewności, czy najdroższe w dziejach futbolu, ale zapewne tak, żyjemy przecież w erze szalejącej inflacji. Pododawałem też pozostałe kwoty transferowe, która dały aktualną kadrę seniorów, i dotarłem do 625 mln.
Chichotaliśmy się niekiedy z wygibasów Florentino Pereza, który kupował kompulsywnie, jak bulimik. Mieliśmy zresztą dobre powody, bo zdarzało się wykonywać madryckiemu prezesowi ruchy chaotyczne i niespójne, nazbyt łatwo wylewał hektolitry szmalu za piłkarzy skazanych w szatni Realu na drugorzędność. Wygląda jednak na to, że zrodziła ta awanturnicza polityka personalna – zrodziła być może nieco przypadkiem – wielonogie monstrum, które potrafi skopać niemal każdego rywala dowolnie wybranym odnóżem. Zidane na pewno popełnia, jak każdy trener, błędy w selekcji, ale myli się co najwyżej troszeczkę, ponieważ inaczej się nie da. Głęboki rezerwowy jest rezerwowym ledwie teoretycznie, wskutek zawirowania, które przywiodło go do Madrytu, gdzie indziej nie byłby rezerwowym, lecz gwiazdą, ewentualnie megagwiazdą, ewentualnie jednoosobowym gwiazdozbiorem, ja zupełnie serio podejrzewam o tę umiejętność piłkarza Isco.