Chorwat, absolutny pewniak w Lidze Mistrzów

Liga Mistrzów, Real Madryt, Juventus

Od kilku lat przyzwyczajamy się, głównie za sprawą Roberta Lewandowskiego, że należymy – my jako naród, jeśli wolno mi przeszyć powietrze tym niepokojącym słowem – do futbolowej elity elit. Znaczy nasi grają o najambitniejsze cele, po porażkach w półfinałach czy ćwierćfinałach Ligi Mistrzów odczuwają rozczarowanie. Pewnie wielu kibiców zaryzykowałoby nawet tezę, że spotężnieliśmy na czołowe mocarstwo w regionie – czy sklasyfikujemy go jako Słowiańszczyznę, czy jako byłe demoludy, czy, naśladując Ziemowita Szczerka, jako rozmaite Republiki Molwanii i Rzeczpospolite Krakozji. Przeświadczenie o własnej wielkości wzmaga zwłaszcza rzut oka na ranking FIFA, w którym właśnie zdobyliśmy dziesiątą pozycję i prężymy się tam ex aequo z imperialną Hiszpanią.

Dlatego warto czasami, dla psychicznej higieny, pochylić się nad Chorwacją.

Że tamtejsi kibice lewitują mentalnie w innej galaktyce, dla nas wciąż niewyobrażalnie odległej, uzmysłowiłem sobie jakiś czas temu przy okazji El Clásico. Umiecie sobie wyfantazjować, że opowiadamy o nim przez pojedynek Polaka z Polakami? Chorwaci przeżywają to, odkąd Barcelonę reprezentuje 29-letni Ivan Rakitić, a dla Realu Madryt kopią 23-letni Mateo Kovačić oraz 31-letni Luka Modrić, który zdążył już założyć królewskie barwy w 214 meczach.

Migawki z Ligi Mistrzów też mogą porządnie zdzielić po każdym polskim łbie, który rozsadza zadowolenie, jacy my wspaniali i w ogóle najlepsi. Oto Chorwaci już wiedzą, że jeden z nich w sobotę Champions League wygra. Modrić jako elegancki rozgrywający Realu zobaczy wszak w koszulce Juventusu umorusanego, walecznego zakapiora 31-letniego Mario Mandżukicia. A mógłby jeszcze ujrzeć Marko Pjacę, gdyby 22-letniego skrzydłowego, jednego z wielu gwarantujących zastępowalność pokoleń, nie powaliła kontuzja.

Ba, Chorwaci wiedzieli, że trofeum jest pewne, jeszcze przed półfinałami. Wraz z Atlético Madryt odpadał wszak z rozgrywek Šime Vrsaljko, 25-letni prawy obrońca, a wraz z AS Monaco – Danijel Subašić, bramkarz tuż po trzydziestce. Byli zatem jedyną obok Brazylii nacją reprezentowaną na tym etapie rywalizacji we wszystkich klubach. Imponujące jak na czteromilionową populację, prawda?

A ponieważ w Bayernie pogrywał jeszcze niedawno niejaki Ivica Olić, obecnie napastnik już 37-letni, to w trwającej dekadzie ledwie raz (!) zdarzył się finał Ligi Mistrzów bez żadnego Chorwata na murawie. Imponujące jak na czteromilionową populację, prawda?

Hołdy bałkańskim piłkarzom, pochodzącym z państw zszytych niegdyś w Jugosławię, składaliśmy wielokrotnie. Gdyby umieszczać ich w rankingach jako wspólne terytorium, byliby globalnymi liderami futbolowego eksportu, konkurującymi ze znacznie ludniejszymi przecież Argentyną oraz Brazylią. Dlaczego im się udaje, właściwie nie wiadomo, choć znawcy sportu zgłębić zagadkę próbują, przerzucając się bezlikiem hipotez. Od wskazywania warunków fizycznych (ludzie urodzeni na terenie dawnej Jugosławii są obok Skandynawów najwyżsi na świecie) po przywoływanie tragicznej historii regionu, dotkniętego wciąż doskonale pamiętaną wojną domową, która także sportowców miała uczynić niezłomnymi, nieustraszonymi, odpornymi na przeciwności losu, a także pełnymi powagi, dzięki której nie tracą w życiu czasu na duperele.

Sam w tę logikę powątpiewam, okolica, w której łatwiej o lej po bombie niż boisko, nie wydaje mi się sprzyjającą dla rozwoju piłki nożnej. Choć np. Modrić, najznakomitszy wśród wyżej wymienionych, to także dziecko wojny – dojrzewał w huku pocisków, na zaminowanej ziemi, słuchając rozmów dorosłych o czystkach etnicznych. Bardzo bliskiego mu dziadka zamordowali Serbowie, śmierć groziła również rodzicom.

I chorwacki rozgrywający rzeczywiście nie przypomina poza boiskiem kumpli z madryckiej szatni. Wysługiwać się innymi nie lubi tak bardzo, że w trakcie przeprowadzki do Madrytu własnoręcznie przenosił sprzęty z samochodu do domu. Potrzebuje tak niewiele, że kiedy wybudował willę w rodzinnych stronach, musiał tłumaczyć zdumionym rodakom, iż nie potrzebuje pięciopokojowej rezydencji, skoro mieszka tylko z żoną, synem i córką. Ktoś niezorientowany nigdy nie podejrzewałby Modricia, że zarabia miliony euro.

Nie wszyscy chorwaccy piłkarze żyją jednak skromnie i po cichu, a podbijają każdą ligę, do której się wybiorą, wspaniała generacja goni tam wspaniałą generację, taśma nigdy się nie zatrzymuje. O czym może wkrótce przekonać się także nasz Piotr Zieliński, z którym o podstawowy skład Napoli będzie konkurował Marko Rog. Rok młodszy, porównywalnie wyszkolony technicznie, niezmordowany, chętniejszy i lepiej predysponowany do wytężonej pracy defensywnej. A Chorwacja nigdy nie odpuszcza.

Liga Mistrzów, Real Madryt, Juventus

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s