Neymar jako triumf zdrowego rozsądku

Ucieczka Neymara do Paris Saint-Germain to transfer przełomowy, bodaj najbardziej znaczący w trwającej dekadzie. Nie ze względu na cenę – między klubami krąży tyle mamony, że zobojętnieliśmy, nawet 222 mln euro nikogo nie zwali z nóg. Istotniejsze, że ruch Brazylijczyka jeśli nie obala, to przynajmniej poważnie narusza hierarchię na szczytach.

Dotąd sytuacja była jasna: nad rynkiem panują Barcelona i Real Madryt. Bezapelacyjnie. Finansową elitę współtworzyły też kluby angielskie oraz paryski, które jednak stać było na każdego gracza świata tylko pod warunkiem, że nie chciały go potęgi rywalizujące w El Clásico, czyli najsłynniejszej futbolowej superprodukcji w dziejach futbolu.

Wyłom w regule uczynił minionego lata Paul Pogba. Juventus oraz agent Mino Raiola żądali za niego tyle, że Real Madryt postanowił nie licytować się z Manchesterem United – choć wziąłby we francuskim rozgrywającym, poza sportowym kunsztem, także gigantyczny potencjał marketingowy. Piłkarzy kupuje się już wszak wraz z klientelą obserwującą ich na Facebooku, Instagramie czy Twitterze, a Pogba to szafiarka razy milion, celebryta obłędnie popularny zwłaszcza wśród najmłodszych konsumentów. Dlatego kosztował 100 mln z okładem.

Wyjęcie z Barcelony brazylijskiego skrzydłowego jest ciosem jeszcze bardziej spektakularnym, brutalnym kopem w szczękę hegemona. Neymara lansowano na spadkobiercę Leo Messiego, Neymara dotychczasowy pracodawca desperacko chciał zatrzymać, Neymar komercyjnie waży wielokrotnie więcej (30 mln fanów na Twitterze) niż Pogba (3,65 mln, podaję oczywiście jedno z wielu kryteriów). Swoją wyprawą do stolicy Francji wykrzyczał, że El Clásico traci władzę absolutną. Z Barceloną i Realem nie tylko można zwycięsko konkurować na zakupach, im można wydrzeć megagwiazdę. I poważnie zagrożone zostały interesy całego hiszpańskiego biznesu futbolowego. Dlatego transakcję usiłował zablokować szef całej tamtejszej ligi, który uważa, że PSG łamie zasady wprowadzonego przez UEFA finansowego fair play, czyli „wydaje więcej niż zarabia” (jeśli wolno mi uprościć) – może kupić każdego, ponieważ jest sponsorowane przez katarski rząd.

Jego argumentacja w ogóle mnie nie wzrusza, w idei pieniężnej „czystej gry” widzę jedynie obronę starych oligarchów – Barcelony, Reale, Bayerny i inne wiodące marki – przed inwazją nowych oligarchów – PSG, Manchester City – którzy marketingowo liderom ustępują, ale polegają na właścicielach dysponujących budżetami bez dna. Dla czystej zgrywy popatrzyłbym na Katarczyków bezczelnie trollujących UEFA. Nie tyle oferujących Neymarowi 222 mln euro za rolę ambasadora mundialu 2022 (dzięki czemu piłkarz sam wykupuje się z Camp Nou), ile płacących, powiedzmy, 500 mln za jakiegoś podstarzałego rezerwowego PSG. Oczywiście transfer przeprowadzałby klub tamtejszej ligi, np. czerpiąc z rządowej darowizny…

Sugestie, jakoby Neymar był tak drogi, że Katarczycy gwałcą zdrowy rozsądek, uważam za pochopne. Przeciwnie, transakcja całkowicie mieści się w logice rynku. Brazylijczyk kosztował tylko pięć razy więcej niż niejaki Vinicius, wzięty właśnie za 45 mln euro przez Real Madryt nastolatek, który na razie spędził na boisku z dorosłymi ledwie kwadrans. I ledwie dwa razy więcej – z małym okładem – niż Romelu Lukaku, na dobrą sprawę rówieśnik Neymara, również atakujący, który dotąd operował w średnich stanach angielskiej Premier League. Biorąc pod uwagę aktualne standardy (dziesiątki milionów wyrzucane na obrońców w typie Kyle’a Walkera), a także skalę talentu, dotychczasowe osiągnięcia oraz wspomnianą wartość marketingową, supergwiazdor Barcelony kosztował jeśli nie tanio, to w normie. Inflacja cen podąża zresztą za dynamiką wzrostu przychodów, ba, europejski futbol znajduje się dzisiaj w znacznie lepszej kondycji finansowej niż przed kilku laty, kiedy nawet ligę hiszpańską straszono bankructwem. Neymara trzeba traktować jak element monstrualnego przedsiębiorstwa rozrywkowego, inwestycję nie mniej błahą niż setki milionów przeznaczane na hollywoodzkie opowiastki o superbohaterach.

Przede wszystkim jednak kwestia pieniędzy pozostaje tym razem drugorzędna. Katarczycy kolonizują zachodnie metropolie (m.in. skupując prestiżowe nieruchomości w Paryżach, Londynach czy Mediolanach) oraz przejmują kontrolę nad globalnym sportem (organizują dziesiątki imprez, sponsorowali także FC Barcelonę, której w pięć sezonów przelali 150 mln euro), by zademonstrować soft power. Wrosnąć w naszą cywilizację. I dlatego, że złoża gazu kiedyś się wyczerpią, i przez niepewną sytuację w regionie – właśnie dyplomatyczno-ekonomiczną wojnę wydały im Arabia Saudyjska, Egipt, Bahrajn oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie, oskarżające maleńki kraik o wspieranie terroryzmu (fascynująco zawiła historia, zbyt skomplikowana, by opisywać ją podczas urlopu). Oni kupują przyszłość. Płacą za bezpieczeństwo, którego zagwarantują sobie tym więcej, im silniejsze będą ich więzi z Zachodem.

Transfer Neymara to nie projekt biznesowy czy czysto sportowy, lecz polityczny. Przemyślany, wcielony w życie w chwili kryzysowej, racjonalny.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s